Kontrowersyjny artykuł o karalnym procederze w ośrodku w Laskach
Wróć do Wątki archiwalne#141 Monia01
to jest w ogóle ciekawe, bo ja na przykład trafiam raczej na osoby widzące zainteresowane czymś więcej niż tylko tym przysłowiowym tiktokiem czy filtrami na photo. Gdybym prowadziła jakieś statystyki, to raczej wyniknęłoby z nich, że to widzący mają więcej rozbudowanych zainteresowań niż niewidomi. Jasne, każdy przypadek jest inny, a i ja takich statystyk nie prowadzę, ale jednak obserwuję takie zjawisko. Tak samo jak z tymi graficznymi rzeczami: Czy wkładamy jakikolwiek wysiłek w próbę ich zrozumienia? Mam na przykład na myśli, czy prosimy o wyjaśnienie czegoś, czego nie rozumiemy? Czy w czasie rozmowy, kiedy nagle ktoś zaczyna mówić o czymś, a my nie wiemy, o co chodzi, bo to mogło się tyczyć osoby, która akurat przeszła obok, no to czy dopytujemy i czy korona nam z głowy spadnie, jeśli dopytamy?
Inna sprawa, że czasem warto poszukać znajomych nie wiem, na portalach związanych z konkretną tematyką. Wtedy można oprzeć rozmowę o ten konkretny punkt zainteresowań i jakoś pójdzie.
🇺🇦 🇵🇱
#142 pajper
@tomecki
Ale to jest normalne. Bardzo, bardzo niewiele kontaktów z tak wczesnych czasów się utrzymuje.
Ja nie mam praktycznie żadnego kontaktu z moją klasą z podstawówki, za to mam wiele kontaktów z ludźmi z liceum.
Shoot for the Moon. Even if you miss, you'll land among the stars.
#143 Julitka
A ja się zgadzam z obiema stronami. Za dzieciaka miałam kontakt z dziećmi z sąsiedztwa, potem rozluźnił się on na rzecz kontaktów z niewidomymi. Tylko że ja ośrodek opuściłam, mając lat 12. Więc ośrodkowa prawidłowość nie znajduje zastosowania.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#144 cinkciarzpl
Gorzej Monia, jak się trafia na takich którym się niechce tłumaczyć za bardzo. I spoooro takich.
#145 cinkciarzpl
O, podobno odpalona została jakaś pomoc psychologiczna. Czyli problem może jednak jest poważny. Absolwenci mieli dostać smsa.
#146 zywek
Dostałem. :D
#147 matid25
Też dostałem
#148 tomecki
Ja też, przy czym ciekawe jest to, że nadawca podpisuje się jako "donos Laski". Niby spoko, ale jakieś to takie mało oficjalne.
#149 papierek
Czytając artykół rzuciło mi się też wiele problemów, których nie ma teraz. Po pierwsze, ludzie nie mieli tak samochodów, faktycznie te dzieci były zostawiane same sobie.
Wychowawcy byli jedyną opieką, co nie jest generalnie dobre. Dodając fakt, że wtedy bicie z umiarem to było normą w metodach wychowawczych, razem daje to zły obraz.
Po drugie, nie było ośrodków innych, niż laski.
Po trzecie, nie przyjmowali nas w szkołach masowych.
Po czwarte, nie było telefonów i całej tej komunikacji. Teraz wiele dzieci, nawet zostając w internacie rozmawia conajmniej co dwa dni z którymś z rodzicieli.
Po piąte, w Laskach przynajmniej, każde dziecko ma tygodniowo 3, 4 godziny oriętacji.
Po szóste wreszcie, wychowawcą nie można zostać z przypadku.
#150 papierek
Wiesz co, ja nawet tego nie zaobserwowałem. Jasne, opowiemy sobie jedną, drugą sytuację, która tylko nas śmieszy, czy sytuację, którą tylko drugi niewidomy zrozumie, ale to raczej tło do reszty rozmowy na inne tematy. Bo gdzie widzącemu będę opowiadał, że człowiek mnie ciągnął do windy, zamiast na schody, oni zrozumieją, ale nie odtworzą sobie w głowie tej frustracji, która jest naszym codziennym udziałem.
Chociaż to, to jeszcze nic, ale że wyszła nowa aktualizacja nvda, która jest taaaka fajna.
-- (Julitka):
Tak, tak może być. Ale zauważyłam, że jak np. spotyka się Ścieżka, jakaś grupa moich niewidomych znjomych lub, nie wiem, nawet zarząd Prowadnicy, to prędzej niż później tematy schodzą na niewidomkowe sprawy. Nie żeby zaraz ośrodek lub temu podobne, ale różne pokrewne niewidomstwu rzeczy. I po kolejnej godzinie gadania o tym samym my sami mówimy sobie "Ej, dość, pogadajmy, nie wiem, o pogodzie, czy coś!", temat się zmienia na pół godziny, a potem znowu to samo. :D Taki urok grup, które coś łączy po prostu.
--
#151 misiek
Jak to nie było innych ośrodków? Nawet łódzki ma ze 100 lat, bydgoski 150.
#152 Zuzler
No no, już nie mów, że i za Waszych czasów nie zdarzali się ludzie, którzy jeśli słyszeli o szkole dla niewidomych, to w Laskach i dlatego tam słali dzieci.
#153 zywek
Tonos Laski @tomecki czyli towarzystwo opieki nad kimś tam stoważyszenie.
#154 Julitka
Co do wysuniętych przez Ciebie argumentów, to ja doleję oliwy do ognia:
Mam nadzieję, że teraz jest inaczej, niż było w roku ok 2001-2002, kiedy pojechałam na tzw. wizytę do laskowskiego przedszkola. Jako trzyletni dzieciak nie do końca wiedziałam, co się dzieje dookoła mnie, ale pamiętam, jak mnie zostawili z dziećmi, żebym się pobawiła. Byłam wtedy bardziej kontaktowa i... Dobra, nie o tym miałam pisać. ;) Dopiero później mama zaczęła mnie i innym, których spotkała, opowiadać, jak była świadkiem rozmowy siostry-wychowawczyni z matką jakiegoś dziecka przez telefon, podczas której padło znamienne "Proszę tak nie dzwonić. Jak się z dzieckiem coś złego stanie, to my zadzwonimy". I m.in dlatego nie poszłam do Lasek. :) Miałam to szczęście, że ośrodek w Łodzi przeżywał lata rozkwitu, było jeszcze dużo niewidomych i tylko niewidomych dzieciaków, więc tam mogłam pójść i poszłam. Ale mama nie chciała stracić ze mną kontaktu do tego stopnia, dodatkowo zrażona postawą tamtej siostry. I można uzasadniać, że nie wiadomo, czy np. mamusia dziecka nie dzwoniła co pół godziny z pytaniem, czy na pewno wszystko ok, ale takich danych nie mamy, a wrażenie jednak pozostało. No i ton oraz styl tej siostry mocno wykluczały tamte ewentualności.
-- (papierek):
Czytając artykół rzuciło mi się też wiele problemów, których nie ma teraz. Po pierwsze, ludzie nie mieli tak samochodów, faktycznie te dzieci były zostawiane same sobie.
Wychowawcy byli jedyną opieką, co nie jest generalnie dobre. Dodając fakt, że wtedy bicie z umiarem to było normą w metodach wychowawczych, razem daje to zły obraz.
Po drugie, nie było ośrodków innych, niż laski.
Po trzecie, nie przyjmowali nas w szkołach masowych.
Po czwarte, nie było telefonów i całej tej komunikacji. Teraz wiele dzieci, nawet zostając w internacie rozmawia conajmniej co dwa dni z którymś z rodzicieli.
Po piąte, w Laskach przynajmniej, każde dziecko ma tygodniowo 3, 4 godziny oriętacji.
Po szóste wreszcie, wychowawcą nie można zostać z przypadku.
--
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#155 nuno69
Ciekwe że po pojawieniu się artykulu ktos w reszcie sie zainteresowal i poslal Wam takiego SMSa. Czy moglibyscie przekleic tu jego tresc, tak dla ciekawosci?
#156 matid25
Na grupie niewidomi i niedowidzący bądźmy razem jest przeklejona treść SMSA ale mogę spróbować przekleić treść tutaj
#157 EugeniuszPompiusz
kontrowersyjne, lecz nie niemożliwe.
Wobec strumienia i jakości dyskusji, jaką obserwowaliśmy w tym wątku to podejrzewam będzie nic, ale.
Pożartować sobie można.:
Opisałem temat w luźnej rozmowie, ale podzielę się swoją sugestią tutaj.:
Dla mnie to świetny chwyt marketingowy.
zrobić linię telefonu zaufania, żeby naiwne ludzie dzwonili realnie z tym, co ich w laskach ztraumatyzowało, oburzyło i tak dalej.
a potem baza numerów telefonów, i tematów, na które ewentualnie trzeba być gotowym w gazetach na ich odparcie i obronę za wczasu.
no nooo, chapeau bas.
Tak serio, wątpię, że ośrodek jako struktura jest gotowy na przysłowiowe "katharsis".
To jest za duża organizacja, pewne rzeczy, choć też podejrzewam,że mimo wszystko jednostkowe przypadki, istniały tam systemowo.
Odnoszę też wrażenie, że mimo wszystko jest sporo ludzi, którym aktualny stan rzeczy jest wręcz na rękę.
Nie mam konkretnych danych, więc nie będę rzucał argumentami wyssanymi z palca, bo nie w tym rzecz, ale niemam pewności czy gdyby ośrodek poczyścił się z nawet małych grzeszków, nie zmniejszyłby się choćby strumyczek jego finansowania.
Wierzę jednak szczerze, że cały czas w artykule mówimy o nagłośnionych, ale nadal jednostkowych przypadkach.
#158 magmar Konto zarchiwizowane
I to jest wierzchołek góry lodowej.
Dlaczego zabrania się mieć kontakt ze środowiskiem?
Przecież osoby mieszkające w internatach publicznych nie mają takich obostrzeń.
-- (Julitka):
Co do wysuniętych przez Ciebie argumentów, to ja doleję oliwy do ognia:
Mam nadzieję, że teraz jest inaczej, niż było w roku ok 2001-2002, kiedy pojechałam na tzw. wizytę do laskowskiego przedszkola. Jako trzyletni dzieciak nie do końca wiedziałam, co się dzieje dookoła mnie, ale pamiętam, jak mnie zostawili z dziećmi, żebym się pobawiła. Byłam wtedy bardziej kontaktowa i... Dobra, nie o tym miałam pisać. ;) Dopiero później mama zaczęła mnie i innym, których spotkała, opowiadać, jak była świadkiem rozmowy siostry-wychowawczyni z matką jakiegoś dziecka przez telefon, podczas której padło znamienne "Proszę tak nie dzwonić. Jak się z dzieckiem coś złego stanie, to my zadzwonimy". I m.in dlatego nie poszłam do Lasek. :) Miałam to szczęście, że ośrodek w Łodzi przeżywał lata rozkwitu, było jeszcze dużo niewidomych i tylko niewidomych dzieciaków, więc tam mogłam pójść i poszłam. Ale mama nie chciała stracić ze mną kontaktu do tego stopnia, dodatkowo zrażona postawą tamtej siostry. I można uzasadniać, że nie wiadomo, czy np. mamusia dziecka nie dzwoniła co pół godziny z pytaniem, czy na pewno wszystko ok, ale takich danych nie mamy, a wrażenie jednak pozostało. No i ton oraz styl tej siostry mocno wykluczały tamte ewentualności.
-- (papierek):
Czytając artykół rzuciło mi się też wiele problemów, których nie ma teraz. Po pierwsze, ludzie nie mieli tak samochodów, faktycznie te dzieci były zostawiane same sobie.
Wychowawcy byli jedyną opieką, co nie jest generalnie dobre. Dodając fakt, że wtedy bicie z umiarem to było normą w metodach wychowawczych, razem daje to zły obraz.
Po drugie, nie było ośrodków innych, niż laski.
Po trzecie, nie przyjmowali nas w szkołach masowych.
Po czwarte, nie było telefonów i całej tej komunikacji. Teraz wiele dzieci, nawet zostając w internacie rozmawia conajmniej co dwa dni z którymś z rodzicieli.
Po piąte, w Laskach przynajmniej, każde dziecko ma tygodniowo 3, 4 godziny oriętacji.
Po szóste wreszcie, wychowawcą nie można zostać z przypadku.
--
--
#159 magmar Konto zarchiwizowane
Nawet jeśli nie zabrania, to ogranicza.
#160 balteam
Szczerze mówiąc, ja nie miłem takich sytuacji, rodzice na początku dzwonili do mnie codziennie, w była to jak by norma, że rodzice dzwonili po 19.
No, ale to gdzieś od 2004.