Niewidomi w literaturze
Back to Literatura#141 grzezlo
No to jeszcze jedna książka, tym razem naukowa:
Manczarski, Aleksander (1863-1946)
Rys historyczny Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych w Warszawie od roku 1817 do 1917
adres wydawniczy:
Warszawa : [s.n.], 1929 (Warszawa : "Ostoja")
M.in. znajdujemy odpowiedź na nurtujące mnie od lat pytanie, jak to z tym brajlem było:
Cyt:
W roku 1879 80 tytułem próby wykładano ociemniałym psychologję, logikę, historję wewnętrznych urządzeń społeczeństwa ludzkiego (wykładał ją dyrektor Papłoński), historję wynalazków i literaturę polską (wykładał w ciągu lat trzech znany nauczyciel szkół średnich Florjan Łagowski).
Dwa lata ostatnie przeznaczone były na wyspecjalizowanie się uczniów w muzyce.
To są dodatnie strony nauczania ociemniałych. Z ujem nych zanotować należy: 1) zaniechane nauki czytania i pisania metodą Braille’a, która zaprowadzana w roku 1864 czy 1865, istniała zaledwie lat kilka; 2) stosowanie przy nauce czytania „sylabizówki”, która, aczkolwiek w owym czasie była p o w sz e c h nie używana przez nauczycieli w szkołach dla dzieci pełnozmysłowych, nie powinna jednak mieć miejsca w zakładzie, gdzie już od roku 1817 uczono czytać dzieci głuchoniem e sposobem dźwiękowym. W programie nauk, drukowanym corocznie, czyta my aż do roku 1871 włącznie: „W klasie I poznawanie liter, sylabizowanie i czytanie wyrazów i zdań”. Czytać i pisać, a ra czej drukować uczono czcionkami szpilkowemi, które podarowane były Instytutowi jeszcze w roku 1843/4 przez mechanika Schnabla. Drukowaniem książek temi czcionkami zajmowali się sami wychowańcy niewidomi; książek do czytania było niewiele. Od roku 1866 zaczęto uczyć ociemniałych czytać i pisać sposobem Hebolda 1). Książki były drukowane czcionkami wypukłemi; o c ie m niali pisali przy pomocy ołówka lub rylca na odpowiednich tab liczkach.
Tabliczki do pisania sposobem Hebolda sprowadzono z za granicy; każdy uczeń otrzymywał taką tabliczkę na własność i za bierał ją z sobą, kończąc Instytut. Nauczyciel Talma w roku 1866 sam odlewał czcionki i wydrukował pierwszy elementarz dla ociemniałych. W roku 1868 nabyto odpowiednią ilość czcionek do drukowania książek literami wypukłemi i urządzono drukarnię dla ociemniałych, w której wydrukowano Ewangelję św. Marka i Wiersze różne.
Z robót ręcznych ociemniali chłopcy pierwszego i drugiego
oddziału zajmowali się „robotą pończoch” (później zaniechanej), pleceniem koszyków i słomianek, wyplataniem krzeseł, czesaniem lnu i konopi, kręceniem szpagatu i sznurów, robieniem worecz ków i torb myśliwskich. Dziewczęta robiły pończochy, wyra-
biały na drutach kaftaniki wełniane, kamasze, szaliki, chusteczki i t. p. W tr ze cim o ddzial e do p opr zedni ch r zemiosł przybyło szczotkarstwo, którym zajmowali się tak chłopcy, jak i dziewczęta. W czwartym nareszcie oddziale cały czas wolny wychowańcy poświęcali rzemiosłom i muzyce. Każdy wychowaniec w muzyce dochodził do pewnego stopnia doskonałości i samodzielności.
Warstat powrozniczy otwarto dla ociemniałych w roku 1866, a szczotkarski w 1871.
Papłoński dążył do tego. aby każdy ociemniały mógł istnieć 0 własnych siłach po ukończeniu szkoły. Kto nie był dość zdolny do muzyki, temu rzemiosła powinny zapewnić środki eg zystencji. W tym celu w roku szkolnym 18"/3 dla 4 trochę wi dzących ociemniałych zaprowadzono jeszcze naukę szewstwa, ale próba się nie udała i po roku szewstwo skasowano.
(...)
VI. INSTYTUT POD ZARZĄDEM DYREKTORÓW ROSJ AN
od 1887 do 1915 roku.
28 lat pozostawał Instytut pod kierunkiem dyrektorów pochodzenia niepolskiego. Przez ten czas z małemi bardzo przerwami przestrzegano w nim cele inne, niż pedagogiczne, i inne, niż pedagogiczne, stosowano w nim środki. Jest to okres najbardziej dla Polaków przykry w całem stuletniem ist nieniu Instytutu
(...)
Czasy dyrektora Zieńca. Zieniec ukończył Instytut Mier niczy w Moskwie i Akademję Medyko-Chirurgiczną w Peters burgu (...)
Nieszczególnie widocznie działo mu się w Petersburgu, sko ro tak skwapliwie zgodził się na objęcie posady dyrektora Insty tutu z tak małem wynagrodzeniem
(...)
Żył z dnia na dzień, od wypadku do wypadku. Nawet nauka* dla której ukończył dwa wyższe zakłady naukowe nie była dla niego celem, lecz środkiem. Ale i te środki zawiodły, a chęć użycia stanowiła największy, może jedyny bodziec w jego ży ciu.
Po kilkadziesiąt rubli rocznie wydaje niby na wynajęcie kobiet do mycia podłóg w Instytucie, chociaż przeszło 20 osób służby obojga płci nawet i podczas wakacyj stale było w za kładzie.
Pieniądze, które za wodę z Okrąglaka w parku Łazienkowskiem publiczność wrzucała do puszek na korzyść głucho niemych i ociemniałych dzieci, wyjmowane były stale bez n a leżytej kontroli i niezawsze na właściwy cel używane.
(...)
Bezczelność jego dochodzi nawet do tego stopnia, że w lipcu 1892 roku, baw'.ąc gdzieś zdała od Warszawy, telegra* ficznie nakazuje wypłacić z funduszów Instytutu 25 rub. 50 kop. dwom jakimś młodym pannom, które podobno uczyły go języ ka francuskiego. Opowiadano jednak, że nie nauczaniem tru dniły się owe osoby; innego rodzaju zobowiązania miał wzglę dem nich dyrektor Zieniec.
(...)
Szerzył demoralizację i w murach zakładu, darząc wzglę dami swem! służące miejscowe, co było powodem gorszących w jego rodzinie skandalów. Głośno też mówiono, że nieje-
130
dnokrotnie podbite oczy dyrektora i sińce na twarzy były dziełem rąk jego energicznej połowicy, wyjątkowo wrażliwej na erotyczne zapędy kierownika zakładu. Posuwał się nawet do tego, że nocami chodził do sypialni żeńskich, gdzie pod po zorem przestrzegania, aby nie zaprószono gdzie ognia, wzrok swój lubieżny pieścił widokiem niewinnych wdzięków dziew częcych.
Śmielsze i energiczniejsze przygotowywały co wieczór bu* ciki i linjały, któremi broniły się przed nim. Kilkunastoletnia głuchoniema, uczennica Popowa, córka urzędnika sądowego z Siedlec, tak energiczny stawiała opór, że bieliznę poszarpał na niej. Podczas świąt Bożego Narodzenia w roku 1893, sko rzystawszy z wyjazdu żony z dziećmi do Moskwy, urządził w mieszkaniu swojem rajskie wesele z dwiema Francuzkami, które mowy swej rodzinnej go uczyły. Przygrywał im na forte pianie ociemniały uczeń Instytutu Gawrysiak.
(...)
Do drukowania książek alfabetem wypukłym dla ociemniałych jeszcze za Papłońskiego nabyto za granicą komplet czcionek, które razem z innemi czcionkami przechowywano w drukarni. Błagowieszczenskij nic nie drukcwał temi czcionkami, a chcąc uniemożliwić drukowanie książek polskich nawet w przyszłości, załatwia się z niemi w sposób bardzo prosty: bez skrupułu sprzedaje je na szmelc jako materjał nieużyteczny.Pozostałe jeszcze w niewielkiej ilości książki polskie dla ociemniałych pousuwał na strych, gdzie pod wpływem kurzu, wilgoci i zmiennej temperatury zmarniały do reszty i do użytku już były niezdatne. Natomiast sprowadza z Petersburga kilkadziesiąt książek, napisanych metodą Braille’a po rosyjsku z utworów Puszkina, Tołstoja, Turgieniewa, Lermontowa, Krylowa i każe je czytać ociemniałym.
https://polona.pl/item/rys-historyczny-instytutu-gluchoniemych-i-ociemnialych-w-warszawie-od-roku-1817-do-1917,Njc4NjQxNzE/#info:metadata
#142 grzezlo
Jeszcze raz zaspamuję ten wątek, ale potem planuję już się uspokoić.
Z pewną dozą podziwu czytałem o wyczynie niemieckiej dziewoi z 1912, a tu się okazuje, że i cytowany w poprzednim wpisie "rys historyczny" rzuca nowe światło na burzliwe losy sprawy niewiadomych polskich za czasów zarządzania instytutem przez dyr. Jakowienkę:
Cyt:
Oryginalny swój pogląd na wychowanie młodzieży: „niech ■> robią, co im do gustu przypadnie” stosował zarówno do głuchoniemych, jak i do ociemniałych. Pozwalał chłopcom wychodzić bez żadnej kontroli do miasta, skąd powracali często o późnej godzinie i w stanie nietrzeźwym. Starsi ociemniali z wiedzą dyrektora podorabiali sobie klucze do sypialni i przychodzili, o której im się podobało godzinie, przynosząc z sobą wódkę, którą pili i częstowali młodszych kolegów.
Na uwagi niektórych nauczycieli, że karygodne występki uczniów są zbyt jaskrawe i należałoby im przeciwdziałać, odpowiadał nam stereotypowem: „W Petersburgu bywało gorzej (W Pietierburgie chuże bywało)."
Rozluźnienie karności w wychowaniu było nadzwyczajne, to też i skutki musiały być okropne. W roku 1908 niebywały dotąd w dziejach zakładu wypadek wstrząsnął wszystkimi pracownikami Instytutu. Dnia 8 listopada o godzinie 11 wieczorem ociemniały uczeń P. nożem do obcinania szczotek zabił w sypialni śpiącego już w łóżku kolegę swego Bielenicę Wypadek ten zatuszowano, a zabójcę po zbadaniu uznano za warjata i umieszczono go w Tworkach. Jednak w Instytucie długo jeszcze i głośno opowiadano, że zabójstwo spełnione zostało z przyczyny erotycznej natury, że obaj kochali się we współkoleżance, również wychowanicy Instytutu. Podobno ociemniała większemi względami darzyła zamożnego i nie żałującego pieniędzy Bielenicę i to sprowadziło katastrofę. I dziwna rzecz, że ten wypadek nie był wcale omawiany w radzie pedagogicznej. Wszyscy wiedzieli o nim, a jednak urzędowo nie poruszano go wcale.
W rzemiosłach również panowała prawdziwa anarchja: uczniowie robili, co chcieli, „co im do gustu przypadło”, a gust ten co kilka dni się zmieniał. Najczęściej robili sobie pałasze, sztylety, noże i karabiny żelazne i drewniane, któremi się bawili, czy to udając wojsko, czy bandytów i złodziei, Inni kleili czapki szyli mundury, robili epolety i oznaki żołnierskie. Kiedy Jakowience zwracano uwagę, że taka nauka rzemiosł nie tylko żadnej korzyści nie przynosi, lecz w skutkach będzie szkodliwa, odpowiadał z jowialnym uśmiechem, że zabawką najprędzej i najlepiej nauczą się rzemiosła
https://polona.pl/item/rys-historyczny-instytutu-gluchoniemych-i-ociemnialych-w-warszawie-od-roku-1817-do-1917,Njc4NjQxNzE/#info:metadata
#143 Elanor
Jeszcze ja dołączę się do spamu, na maleńką chwilunię. Może tak utwórzmy wątek: historia niewidomych, gdzie będziemy zbierać takie rzeczy.
#144 grzezlo
Wątek to trochę słabo, chyba lepsza byłaby grupa, bo wtedy na każde znalezisko można osobny wątek tworzyć, ale nie wiem czy jest sens dla 3 osób, których może będzie przybywać.
Jeśli ktoś takie coś utworzy i będzie moderować, to czasem coś mogę podrzucić.
#145 gadaczka
Popieram, grupa byłaby lepsza, żeby można było się odnosić do poszczególnych zagadnień.
#146 grzezlo
Po dwóch dobach ciszy w temacie grupy, znalazłem inne rozwiązanie, tj. utworzyłem bloga na Eltenie, w którym planuję wrzucać zajawki wpisów i linki do całości na www.zlotowicz.pl.
Po ulepszeniu automatów do zbierania wyników wyszukiwania i pobierania z EBUW, ilość materiału się okazuje przekraczać możliwości opublikowania kiedykolwiek na blogu, więc trzeba będzie pomyśleć nad jakimś innym rozwiązaniem docelowo, a nawet przegląd wyników i wykopiowywanie tekstów może przekroczyć moje możliwości czasowe, że o korekcie takich, które fatalnie rozpoznały się przez OCR nie wspomnę.
Na razie zapraszam na bloga.
#147 tomecki
Jak coś, mogę w czymś pomóc, o ile nie będzie to wymagało kodzenia, bo programista ze mnie żaden. Zatrzymałem się na hello world i raczej tak zostanie.
#148 Zuzler
Tomecki, ja nawet zwykłego htmla nie ogarniam, a pomoc zaoferowałam :D Móc zawsze można :D
#149 grzezlo
A wracając do tematu wątku, dwa utwory.
Na książkę Boguszewskiej ostrzę sobie zęby od lat, ale póki co jej nie znalazłem.
[Cytat]
Lida Durdkowa: DZIECI O WYGASŁYCH OCZACH. Tłómaczyła Alinalan. Nakładem „Naszej Księgarni".
Opowiadanie czeskiej autorki o gromadce ociemniałych dzieci, pozostających w górach pod opieką starszej, całego serca dziewczynki owiane jest gorącem współczuciem dla jednego z najcięższych kalectw, jakiem jest ślepota, szkoda tylko, że tchnie egzaltacją, która chwilami przechodzi w nużący patos.
Klara, kierowniczka ociemniałych, nie waha się naciąć dłoni i zbliżyć ust ociemniałego chłopca do rany, aby w ten sposób mógł poznać kolor czerwony, a słowa, któremi zwraca się do dzieci, są nierealne i maią ton elegijny, który może w końcu znużyć każdego kalekę, garnącego się do światła.
Gdyby autorka, która tak żywo wzięła do serca sprawy ociemniałych, poznała zakład w Laskach, przekonałaby się, że niewidomi mogą żyć w radości, a nawet w szczęściu pod opieką pogodnych kierowniczek, odnoszących się do nich jak do zdrowych i widzących... Przekonałaby ją o tem również prześliczna książka Heleny Boguszewskiej: „Świat po niewidomemu", w której dzieci z Lasek nie robią wrażenia istot upośledzonych i nieszczęśliwych, chociaż w książce jest mowa o faktach autentycznych iz ich codziennego życia, bez barw i światła.
Źródło: Kurjer Warszawski : wydanie wieczorne. R. 116, 1936, no 183
http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/docmetadata?id=214301
#150 Zuzler
O kureczka siwa, brzmi kusząco, choć pewnie przy czytaniu tego pierwszego nie raz by mnie uj strzelał, jakie to durne pomysły ludzie miewają.
#151 Elanor
O kurka siwa! Fakty autentyczne w "Kurierze warszawskim"!
#152 Zuzler
Ostatnio przeczytałam większą część "Katarynki", bo potem mi się zapomniło dokończyć czy coś takiego, ale w zasadzie nie widziałam tam nic dziwnego. Jeszcze biorąc pod uwagę fakt, że nowelka powstała ze 150 lat temu, to bym rzekła, że naprawdę jest dobrze.
#153 Zuzler
Dodać by było trzeba jeszcze książkę, którą na swoim blogu recenzowała Kat, czyli "Ósmy kolor tęczy" Martyny Senator.
#154 Zuzler
Anthony Doerr - "Światło, którego nie widać" - niewidoma bohaterka przedstawiona bez bzdetów i stereotypów. Wręcz ta jej ślepota jest potraktowana jako jej cecha równorzędna innym. No, ok, może jest lekka przesada w drugą stronę, bo zastanawia mnie czy osoba niewidoma mogłaby faktycznie zrobić karierę naukową w badaniach jakichś morskich żyjątek, terenowych dodajmy. I jeszcze tóż po II wojnie światowej.
#155 majkmik1981
do tej pory wzmianek niniejszym wątku, o Jurrańdzie ze spychowa, naliczyłem jakoś pięć. A do końca jeszcze pewnie kilka będzie.
No cóż... Ja dorzucam "cartblanhe", co prawda niniejszy nauczyciel, to bardzo silnie w ostatnim czasie był niedowidzącym, ale zawsze .
--Cytat (magdar1999):
Wydaję mi się, że Jurand był już wspomniany, ale pojawiła się tylko wzmianka i tyle, bez żadnego podchwycenia wątku tej postaci w tym temacie.
--Koniec cytatu
#156 jamajka
A nie było o tym już? A, no to może przegapiłam.
#157 Zuzler
"Card blanche" to jednak jest film, chyba, że o czymś nie wiem?
#158 jamajka
O czymś nie wiesz, książka też jest. Na podstawie filmu, albo równocześnie z nim, ale jest. Chcesz?
#159 Zuzler
Jak mi podasz autora, to powiem, bo może ją mam, a nie wiem.
#160 Monia01
Jacek Lusiński, o ile się nie mylę. Reżyser filmu. Książkę czytałam, podobała mi się :)
🇺🇦 🇵🇱