Likwidacja ośrodków
Wróć do W szkole i w pracy.#701 Julitka
Nie no, pewnie. Ja nie mam pozytywnych doświadczeń z ośrodka, z masówki też mam negatywne do wymienienia, a jestem za oboma rozwiązaniami, w miarę potrzeb. :)
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#702 agnieszka Konto zarchiwizowane
No ja nie, przynajmniej w takiej formie jak obecnie. Inna byłaby rozmowa, gdyby szkoły przystosowane znajdowały się w takiej odległości, by każdy mógł do nich dojechać, gdyby tylko chciał.
#703 Julitka
Ale też inna byłaby, gdyby szkoły masowe i rodziny oferowały to, co niezbędne.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#704 papierek
Dużo to eufemizm.
W niektórych obszarach największa widząca ciapa zrobi więcej, niż najlepiej zrehabilitowany niewidomy.
A jak nawet znajdzie się niewidomy, który zrobi coś lepiej, to widzący ma setki rozwiązań, żeby poradzić sobie z danym problemem.
Zaczynając od tego, że przeciętnemu widzącemu dużo łatwiej mieć prace i lepiej płatną, a kasa też sporo zmienia. My mamy rentę, ale mało kto znajduje sensowną pracę.
-- (Julitka):
Nie, to jest dużo cięższe.
-- (agnieszka):
Nie, myślę, że to jest bardzo częste. Gdy np. młodzież przeprowadza się do akademika, na stancję, obojętnie, gdzieś poza dom rodzinny to też sporo ma takich rzeczy. Z niejednej nie zdawali sobie wcześniej sprawy.
-- (Julitka):
Ja np. całe życie miałam robione śniadanie. I teraz zauważyłam w sobie taki opór psychologiczny przed, uwaga uwaga, robieniem sobie kanapek. Nie to, żebym nie umiała, jak się postaram. No i głodna też rano jestem. :) Ale mam gdzieś, głęboko, w podświadomości, takie przekonanie, że ja tego robić nie muszę. Jak w domu posprzątam przez półtorej godzinki lub popiorę trzy-pięć rzeczy, robię się zmęczona, bo nie nawykałam od małego do robienia takich rzeczy. I nie mówię oczywiście, że widzącego trzylatka uczy się prać, a nawet że w ośrodku się uczy prać - nie. Chodzi mi o to, że jak się jest niewidomym i mieszka się z rodzicami, wyręczania jest dużo więcej i trwa dużo dłużej. I łatwiej pozostać w tym błotku już na zawsze, nawet, jeśli jakaś część mózgu i silnej woli tego nie chce.
-- (papierek):
Zwłaszcza, że większość rodziców serio nie wie, jak się do tego zabrać, co dzieci potrafią, czego nie potrafią. Ja miałem dużo farta, bo byłem w przedszkolu integracyjnym, gdzie miałem tyflopedagoga, który miał dużo wspólnego z laskami, więc nawet brajla się tam uczyłem. A samodzielności nie nadrobisz. Możesz douczyć się rzeczy, których nie umiesz, ale to chodzi o sposób myślenia. Będąc 20 lat w domu i mając wszystko podawane do ręki nie zmienisz w sekundę myślenia, że warto jednak by coś samemu robić i to bym miał, gdybym siedział całe życie w domu, bo w domu serio nie musiałem robić nic. A brutalnie to zabrzmi, ale z wiekiem rodzice powinni być nam potrzebni coraz mniej. No i zwykle dziecko nie spędza tego czasu z rodziną i tak bo jedno pracuje, drugie pracuje, wracają z pracy zmęczeni i to tyle, jeżeli chodzi o pogłębianie relacji z rodzicami. A są przecież weekendy, dłuższe przerwy, gdzie można ten cas nadrobić, jak się chce.
--
--
--
--
#705 agnieszka Konto zarchiwizowane
Jasne, jest sporo do zrobienia. Tyle, że wg mnie tyczy się to wszystkich i nie koncentrowałabym się tu tak na braku wzroku. Oczywiście edukacja w przypadku osób niewidomych stanowi większe wyzwanie, ale na szczęście rozwiązania ogólnych problemów, tych, których niestety wciąż w szkołach doświadcza nie mało uczniów, nam też są pomocne. Wolę tę naszą grupę postrzegać w szerszym kontekście społecznym, bo niejednokrotnie nasze doświadczenia pokrywają się z przeżyciami innych miejszości i, gdy działamy wspólnie, rozwiązanie jest znacznie bliżej.
-- (Julitka):
Ale też inna byłaby, gdyby szkoły masowe i rodziny oferowały to, co niezbędne.
--
#706 pajper
Broń obusieczna.
Są przypadki gdy działanie wspólne jest bardzo pomocne, a są i takie, gdy wrzucanie wszystkich do jednego worka jest bardzo szkodliwe.
Natomiast ja bym tak nie bagatelizował problemów masówek. Jestem po masówce i przeżyłem, zwłaszcza w gimnazjum, bardzo wiele ciężkich chwil.
Czy bym się zamienił na ośrodek? W życiu.
Ale jednak nie znam praktycznie osoby niewidomej, która w masówce nie przeżyłaby w tym wieku prześladowania. W szkole średniej zwykle jest w tym lepiej, ale w wieku dawnego gimnazjum...
Shoot for the Moon. Even if you miss, you'll land among the stars.
#707 agnieszka Konto zarchiwizowane
Chodzi mi o to ile działają takie ogólne, dobre postawy i zawiera się to też w tym, o czym piszesz. Taka przykra rzecz jak prześladowanie, nie tylko ze strony rówieśników ale także nauczycieli dotyczy niestety różnych uczniów. Analogicznie jest z indywidualizacją procesu edukacyjnego. Nadal zaniedbywana sprawa przez którą szereg młodych osób nie może się w pełni rozwinąć. Takich rzeczy jest więcej.
Czy zdarzyło wam się kiedyś, by np. wykładowca był nie w porządku tylko do was jako osób niewidomych? Bo mi nie, jeżeli ktoś mnie nie rozumiał to raczej cały rok miał z kimś takim problem, jakieś trudności w zaliczeniach, wpisach do indeksu, organizacji itd. Oczywiście ktoś może nie wiedzieć jak z nami pracować, to jasne, ale gdy mamy te chęci, zaangażowanie z 2 stron to na prawdę już jest z górki :)
#708 agnieszka Konto zarchiwizowane
W żadnym razie nie bagatelizuję sprawy, bo tego zwyczajnie nie da się nie zauważać, tylko w pytaniu w którą stronę kierować swoje działania, czy otwarcia masówek dla wszystkich, a może rozbudowaniu ośrodków mogą być pewne wyznaczniki. Póki co chyba nie zanosi się na możliwość uczęszczania do sosw w swoim mieście, a to poważny minus.
#709 pajper
To akurat jest niestety plus. I od razu podkreślę, ja nie mówię, że internat jest dobry.
Ale ośrodki tracą w ostatnich latach dlatego, że jest ich za dużo i że wrzuca się tam osoby niewidome, niedowidzące, z różnymi upośledzeniami i tak dalej.
Gdyby w każdym większym mieście pojawił się ośrodek, sprawa by się jeszcze bardziej skomplikowała. Bo ilu byłoby niewidomych uczniów na cały ośrodek? Dziesięciu? Dwudziestu?
A przecież placówkę trzeba utrzymać. I od razu zrobi się mikstura wszystkiego, a to bardzo niedobre.
Shoot for the Moon. Even if you miss, you'll land among the stars.
#710 agnieszka Konto zarchiwizowane
W takim razie może klasy dobrze przystosowane, z super wsparciem. W każdym razie coś, by kogoś nie wyrywać ze środowiska.
#711 agnieszka Konto zarchiwizowane
Skoro ośrodki tracą, cóż... widocznie spada na nie zapotrzebowanie i zobaczymy jak to się potoczy.
#712 pajper
Nie powiedziałbym, że ośrodki tracą, nie bezpośrednio. Trzeba to sprawdzić w liczbach i datach, ale prędzej określiłbym, że ośrodków zrobiło się za dużo i wszystko się rozproszyło właśnie.
Shoot for the Moon. Even if you miss, you'll land among the stars.
#713 agnieszka Konto zarchiwizowane
Gdzieś czytałam takie dane, że uczniów niewidomych/słabowidzących w masówkach przybywa.
#714 balteam
Podobno też osób niewidomych bez innych niepełnosprawności też jest mniej.
#715 agnieszka Konto zarchiwizowane
Tu też nie wiemy na ile ośrodki odpowiedziały na tę potrzebę. Czy nauczyciele potrafią z nimi pracować, gdy mają w wymaganiach przede wszystkim tyflo. Nie mamy też danych jak rozłąka, często we wczesnym wieku wpływa na ich rozwój.
#716 balteam
No nie mamy, danych jak wpływa brak kontaktu z rówieśnikami też nie, nadopiekuńcza rodzina, to samo, możemy tylko zbierać nasze doświadczenia, puki nikt nie zbada jakiejś grupy powiedzmy 100 niewidomych po masówkach i internatach, ale oczywiście tu też problem, bo inaczej będzie w masówce na wsi, a w mieście, tak samo jak w ośrodkach jest różnie, byłem w Laskach i Wrocławiu, już tylko w tych dwóch ośrodkach widziałem spore różnice w nauczaniu różnych rzeczy.
#717 pajper
Myślisz nieco subiektywnie. To znaczy na podstawie swoich doświadczeń uważasz, że rozłąka z rodziną jest nie do zaakceptowania.
Ja po części się zgadzam. Ale jesteśmy po masówce i w ogóle nie umiemy sobie wyobrazić innej perspektywy.
Znam osoby po ośrodkach, które powiedzą, że dla nich więzi z internatu były ważniejsze niż rodzina albo że nie wpłynęło to na ich kontakt z rodzicami.
I mają prawo do swojego zdania.
Shoot for the Moon. Even if you miss, you'll land among the stars.
#718 agnieszka Konto zarchiwizowane
Jasne, że mają prawo, ale nie, nie opieram się tylko na swoich doświadczeniach. Również na podstawie opowieści, z których usłyszałam o emocjach, gdy 7 letnie dziecko jest umieszczane w internacie. Nie, po prostu nie... Co do tego, że w pewien sposób myślę subiektywnie, zgadzam się, jak każdy zresztą. Choć akurat rola rodziny w rozwoju dziecka nie jest tak obcym nauce tematem :)
#719 agnieszka Konto zarchiwizowane
Ogólnie kilka razy odniosłam wrażenie, że przynajmniej w naszym kraju, pedagogika specjalna jest niestety odizolowana od filarów nazwijmy to zwykłej pedagogiki. Oczywiście osoby, które tak czynią popełniają ogromny błąd, ale niestety spotkałam się nieraz z takim podejściem.
#720 balteam
Oczywiście, że na początku dziecko przeżywa to na ogół mocno, ale potem się na ogół też przyzwyczaja.
Możemy sobie odbijać piłeczkę teraz czy ważniejsze więzi rodzinne, czy brak znajomych. Niektórzy tych znajomych w internacie też nie mieli specjalnie, inni mieli zajebistą rodzinę skłonną do nauki w masówce.
Po prostu najrozsądniej jest rozwijać i jedno i drugie, szybciej oba rozwiązania sprawdzą się dla większości, niż tylko jedno, bo jak zostaną same ośrodki, to dla niektórych będzie nie do zaakceptowania brak rodziny blisko, a jak zostaną same masówki, to jeszcze z kilkadziesiąt lat sporo z nich będzie uczyło niewidomego tak tylko, żeby go przepchnąć do kolejnej klasy.