Kto z ośrodka, ręka w górę!
Back to W szkole i w pracy.#101 balteam
a ja wolałbym odwrotnie, porzucić je na pastwe internatu, przynajmniej tak na teraz, może jak bym znalazł dobrą masówkę, to nie. W każdym razie nie każdy rodzic może codziennie dowozić swoje dziecko, zwłaszcza na wsi, gdzie wcale tak dużo szkół w okolicy nie ma, więc i dalej musi je dowieźć, czyli codziennie traci dużo czasu, a jak gdzieś pracuje, to niekoniecznie może sobie na to pozwolić.
Tak czy tak, internat ma swoje plusy i minusy i z wiedzą jaką mam teraz, chyba bym wysłał dziecko do internatu, ale jeszcze zależy gdzie itd.
#102 Zuzler
Łysy, ale serio, nikt! Ci! Nie! Każe! SIę! Tutaj! Wypowiadać!
#103 Snajper22
Ja akurat nie miałam takiego poczucia typu mama mnie tu zostawiła i wróciła do domu, bo gdy tylko mogła to mnie odwiedzała, a w domu była jeszcze trujka rodzeństwa, którym trzebabyło się zająć.
Cormac McCarthy, "Droga"
#104 ewelinka
chodziłam tylko do ośrodka w Laskach. Byłam tam od przedszkola do technikum. Początkowo mieszkałam w internacie. Od klasy 3 podstawowej weszła możliwość dojeżdżania, więc moi rodzice z tej alternatywy skorzystali. Gdy poszłam do technikum, po roku nauki zdecydowałam, że chcę mieszkać w internacie, ponieważ widziałam, ile jest zajęć poza szkolnych, które dojeżdżając są dla mnie niedostępne, naprzykład zajęcia kulinarne. Ponadto lekcje kończyłam bardzo późno, więc takie dojazdy były dla mnie męczące. Ogólnie na atmoswerę nie narzekałam, choć wiadomo, mogło być lepiej. Jedyne co mnie wkurzało, to jedna lalunia z pokoju. Wiecznie się obnosiła, że ma ubrania z metkami, że ma wszystko markowe, wiecznie robiła aferę, że ktoś kradł jej rzeczy. Od koleżanek dowiadywałam się, że jak wyjechałam na weekend do domu, używała moich kosmetyków do kompieli. Ogólnie harakter takiej różowej landryny. Reszta dziewczyn była spoko.
#105 misiek
W najgorszym wypadku już bym wolał nauczanie indywidualne, lub przeprowadzić się do miasta, w którym moje dziecko będzie się uczyć. I nie mówcie, że się nie da, bo wszystko się da. Trzeba tylko chcieć. nie tacy ludzie się przeprowadzali.
-- (balteam):
a ja wolałbym odwrotnie, porzucić je na pastwe internatu, przynajmniej tak na teraz, może jak bym znalazł dobrą masówkę, to nie. W każdym razie nie każdy rodzic może codziennie dowozić swoje dziecko, zwłaszcza na wsi, gdzie wcale tak dużo szkół w okolicy nie ma, więc i dalej musi je dowieźć, czyli codziennie traci dużo czasu, a jak gdzieś pracuje, to niekoniecznie może sobie na to pozwolić.
Tak czy tak, internat ma swoje plusy i minusy i z wiedzą jaką mam teraz, chyba bym wysłał dziecko do internatu, ale jeszcze zależy gdzie itd.
--
#106 grzegorzm
wielu było takich co zawszelką cenę chcieli mieć dzieci przy sobie, nie awszeto się dobrze kończyło.
--Cytat (łysy):
W najgorszym wypadku już bym wolał nauczanie indywidualne, lub przeprowadzić się do miasta, w którym moje dziecko będzie się uczyć. I nie mówcie, że się nie da, bo wszystko się da. Trzeba tylko chcieć. nie tacy ludzie się przeprowadzali.
-- (balteam):
a ja wolałbym odwrotnie, porzucić je na pastwe internatu, przynajmniej tak na teraz, może jak bym znalazł dobrą masówkę, to nie. W każdym razie nie każdy rodzic może codziennie dowozić swoje dziecko, zwłaszcza na wsi, gdzie wcale tak dużo szkół w okolicy nie ma, więc i dalej musi je dowieźć, czyli codziennie traci dużo czasu, a jak gdzieś pracuje, to niekoniecznie może sobie na to pozwolić.
Tak czy tak, internat ma swoje plusy i minusy i z wiedzą jaką mam teraz, chyba bym wysłał dziecko do internatu, ale jeszcze zależy gdzie itd.
--
--Koniec cytatu
#107 majkmik1981
Witeczka, (pewnie się nie nada, na podejście, że nie dawno, ale myślę, że to zależy od podejścia)
Ja Owińska kończyłem już jakiś ładny hektar czasu temu, a mianowicie w 2005r. Przeszedłem w ośrodku prawie wszystko, co się dało: podstawówkę, zawodówkę i lod. Wyszedł całkiem pokaźny zbiór latek spędzonych tam.
1. Orientacji uczyłem się na własną rękę, a z racji, że w grupie mieliśmy Wierzę i Donpedra (to wychowawcy) którzy mieli raczej podejście takie, że jeśli się zameldowałeś, odmeldowałeś na Owińska z info po co, gdzie, i dlaczego, to nie było jakoś problemu. Więc jak już się przełamałem po owińskach, to nie było na mnie mocnych, i mimo że nie miałem kursu orientacji (no bo jak to przeprowadzić kurs z osobą o kulach) to tak długo mamie trułem głowę w zawodówce, że dostałem samodzielkę.
2. Wierza to nawet bez samodzielni mnie puszczał, no ale ….
3. Jeśli chodzi o kółka zainteresowań, to od ósmej klasy chodziłem na kółko cb radiowców w internacie (miło to wspominam) w pierwszej ZSZ zacząłem też chodzić na kółko komputerowe, które prowadziła pani od informatyki, na zmianę z Panem Markiem wychowawcą z grupy 17. To właśnie wtedy dopiero pierwsze podrygi miałem z komputerami. No właściwie nawet nie tyle z pracą na windowsie, co Dosie. Wtedy na komputerze, przy którym siedziałem był Windows 3.11. Ale nie żałuję.
Z kółkiem teatralnym, miałem okazję się zetknąć poza ośrodkiem, chodziliśmy z kumplem z integracji do podstawówki masowej, gdzie właśnie było takie kółko. Nigdy nie zapomnę, tego próbowania uzyskania zgody od Donpedra na wyjścia na kułko poza teren ośrodka. Niby dwie godziny raz w tygodniu w innej szkole, ale tak się oczy otwierały, że coś fajnego. I jakoś 2 lata mi tam zeszło
2 przedstawienia wystawiane, utkwiły mi najbardziej w pamięci: czerwony kapturek: wystawiany w Czerwonaku na jakimś pokazie, i Jaś i Małgosia które to wystawiane było w Poznaniu na festynie.
Jak m się jeszcze coś przypomni, to napiszę
#108 lwica
Olimpiady i inne ogólnodostępne konkursy są czymś, czego bardzo mi brakuje. W masówce uczestniczyłam w bardzo wielu takich rzeczach, w Laskach chyba też się czasem da, ale jak pytałam, to niczego konkretnego się nie dowiedziałam. pewnie gdybym przyszła do nich z konkretną propozycją, to nikt nie miałby problemu, ale sami nie zachęcają i nie informują.
Orientacji Jest trzy godziny tygodniowo na ucznia, ale nie każdemu tak przyznają. W sumie nie wiem czemu, ja mam np. dwie, co skutkuje tym, że przedłużamy sobie wtedy, kiedy jest to możliwe, a innym razem robimy po prostu krótsze zajęcia, lub nie mamy ich wcale.
Niewidomych jest teraz dużo mniej, jest kilka klas, w których są prawie tylko słabowidzący.
#109 papierek
Fakt, z tego, co słyszałem, sporo na gorsze się zmieniło
#110 piecberg
Na gorsze nie mogło bo tam krąży duch matki Czackiej
#111 Julitka
3 godziny tygodniowo? Niedużo, jak na Laski...
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#112 Julitka
Że aż tak dobrze jest?
-- (piecberg):
Na gorsze nie mogło bo tam krąży duch matki Czackiej
--
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#113 grzegorzm
Trzy to zawsze było.
-- (Julitka):
3 godziny tygodniowo? Niedużo, jak na Laski...
--
#114 balteam
Czasem 4, moim zdaniem styknie
#115 piter9521
4 było najwięcej.
#116 Snajper22
Ja miałam trzy godziny, chyba od początku.
Cormac McCarthy, "Droga"
#117 tomecki
Ja miałem... w sumie nie wiem ile. Dwa razy w tygodniu, jeden dzień chyba godzina, ale drugi... trudno powiedzieć, bo mieszkając wtedy w Warszawie z lekcjami przyjeżdżano do mnie i ćwiczyłem w okolicy miejsca zamieszkania. Trwało to różną ilość godzin w zależności od tego, co to się tam robiło.
#118 Zuzler
U mnie było... Hm, dziwnie. Otóż były chyba godziny przydzielone, ale na klasę, nie na konkretnego ucznia i tak przez całe liceum. Przedtem nie byłam w internacie, co oznaczało, że nie miałam żadnej orientacji przez całe gimnazjum, nie licząc gimnazjalnego epizodu internatowego. W każdym razie wnioskuję te godziny na klasę stąd, że było nas najpierw czworo niewidomych i każdy szedł na 3h zajęć w kolejnym tygodniu miesiąca, a potem ostały w klasie 3 osoby niewidome i chodziły już nie co czwarty, tylko co trzeci tydzień każda. Jakoś w tym stylu, no dziwnie w każdym razie. pamiętam też reakcję nauczyciela orientacji, gdy powiedziałam, że chciałabym mieć więcej godzin. Najpierw się roześmiał, a następnie powiedział, że mogę pójść do dyrektorki i poprosić, żebym mogła wyrobić wszystkie godziny w jednym półroczu, to wtedy będę miała częściej.
#119 Monia01
Pamiętam, moja instruktorka strasznie na to narzekała. Nic dziwnego, bo to idiotyczny przepis był. A potem zmienił się i instruktor, i niewidomi z klasy zniknęli
🇺🇦 🇵🇱
#120 CzarnyPies
Na Tynieckiej była jedna tygodniowo, przynajmniej za moich czasów. Czyli do mniej więcej 2015 roku