Kto z ośrodka, ręka w górę!
Back to W szkole i w pracy.#81 tomecki
No olimpiada językowa, matematyczna, geograficzna itp, oczywiście nie wewnątrz ośrodkowa, ale taka ogólna.
#82 pates
te to były że tak powiem dostępne dla nas, sam brałem w co prawda konkursach ale brałem udział, ale tutaj była dostempność większa.
#83 Monia01
Właśnie z tą dostępnością tych konkursów to bywa różnie, a przynajmniej za moich czasów w Owińskach bywało. Oczywiście niektóre były naprawdę dobrze przygotowane, ale pamiętam taki jeden, z angielskiego, w którym strasznie dużo osób niewidomych brało udział i wszyscy w nagrodę dostaliśmy... zegarek! Taki ze wskazówkami. Mój był zielony, ale niewiem czy zegarki innych wyglądały tak samo. W każdym razie jedna z organizatorek powiedziała, że mogę sobie go jako bransoletke nosić, bo mi akurat do spodni pasuje!
Nie zawsze też sprawdziany wyglądały tak, jak wyglądać powinny. Byli nauczyciele, którzy jeśli nie przygotowywali sprawdzianów w brajlu, to nie dawali ich też słabowidzącym i dyktowali wszystkim, ale zdarzało się też tak, że tylko niewidomi nie mieli tych sprawdzianów, a to już było niefajne. Ok, jak się drukarka zepsuła, to jasne, rozumiem, ale np. jedna pani uparcie nie drukowała tych testów nawet po tym, jak inni nauczyciele jakoś już drukarkę obłaskawili, aż w końcu powiedziałam jej, że inni jakoś z drukarką problemu nie mają. No cóż, podziałało, bo ona też przestała mieć.
🇺🇦 🇵🇱
#84 pates
co do niedostempnych nagród, znam to.
#85 gadaczka
Chodzi z Was ktoś do ośrodka dla niepełnosprawnych, nie typowo dla niewidomych, ale dla wszystkich niepełnosprawności np. w Lublinie?
#86 teletubis
ja byłam w warszzawie na koźmińskiej, ale tego nie polecam dla niewidomych. Byłam w łodzi na dziewanny i tam było super. Byłam też w krakowie na tynieckiej i na masażu.
#87 gadaczka
Dzisiaj rozpoczęce r. szkolnego. Pamiętacie swój pierwszy dzień w ośrodku? Szczególnie chodzi mi o początek w internacie. Czy rozłąka z domem yła ciężka? Jacy byli wychowawcy? Czy pomagali się jakoś oswoić z nową rzeczywistością?
#88 Zuzler
Łysy, nikt nie broni Ci przestać wypowiadać się w tym wątku.
Ja, jako osoba dojeżdżająca, nie musiałam być w internacie, ale w pewnym momencie, gdy miałam już dwanaście czy trzynaście lat, po prostu zachciałam. Widziałam, że sporo tracę nie mogąc brać udziału w wielu zajęciach pozalekcyjnych, i że koleżeństwo po zajęciach w szkole robi mnóstwo fajnych rzeczy. Jaki był pierwszy dzień... Przede wszystkim pamiętam, że miałam wtedy dojechać do szkoły z matką. Oczywiście ona robiła wszystko jak zwykle w tamtym czasie, żeby tylko się spóźnić. W związku z tym wszystkie lekcje mnie ominęły. Dojechałyśmy mniej więcej na godzinę siedemnastą. Cały czas aż chyba do kolacji siedziałam z wychowawczynią i matką w świetlicy, bo słabo znałam dziewczyny ze swojej grupy. Słyszałam tylko przez drzwi jak tam sobie hałasowały, śmiały się i zajmowały sobą w pokoju. Na mnie w zasadzie nie zwróciły uwagi gdy przyjechałam. Jedyny moment tego popołudnia jaki sobie przypominam, gdy nawiązałam z nimi jaki bądź kontakt to moment gdy matka lub wychowawczyni poprosiły mnie, bym do nich poszła po wacik czy coś w tym stylu.
Po kolacji, naturalnym porządkiem rzeczy, nadeszła pora na sen, ale przedtem jeszcze wychowawczyni kazała mi ubrać sobie pościel. I ona, i ja sama właściwie też zdziwiłyśmy się, bo choć u nas w domu nie musiałąm tego robić, poszło mi jak z płatka. Przyjemne zaskoczenia skończyły się gdy przyszło do pójścia spać. Dostałam się do pokoju z dziewczyną, której nigdy jakoś nie polubiłam i z którą po prostu nie miałam o czym rozmawiać. Nie tęskniłam do domu, ale byłam naprawdę rozczarowana, że taki kretyński pokój mi się trafił.
Ogólnie, poza tym, że na początku dziewczyny olały moją obecność, a sama nie byłam z natury szczególnie skora do wyciągnięcia ręki w ich stronę, wrażenia miałam dość przyjemne. A kolejne dni jeszcze je tylko pogłębiły.
#89 gadaczka
Dobrze, że był to twój wybór. Wiedziałaś, że mżesz, ale nie musisz, więc miłaś możliwość ewentualnej rezygnacji.
--Cytat (Zuzler):
Łysy, nikt nie broni Ci przestać wypowiadać się w tym wątku.
Ja, jako osoba dojeżdżająca, nie musiałam być w internacie, ale w pewnym momencie, gdy miałam już dwanaście czy trzynaście lat, po prostu zachciałam. Widziałam, że sporo tracę nie mogąc brać udziału w wielu zajęciach pozalekcyjnych, i że koleżeństwo po zajęciach w szkole robi mnóstwo fajnych rzeczy. Jaki był pierwszy dzień... Przede wszystkim pamiętam, że miałam wtedy dojechać do szkoły z matką. Oczywiście ona robiła wszystko jak zwykle w tamtym czasie, żeby tylko się spóźnić. W związku z tym wszystkie lekcje mnie ominęły. Dojechałyśmy mniej więcej na godzinę siedemnastą. Cały czas aż chyba do kolacji siedziałam z wychowawczynią i matką w świetlicy, bo słabo znałam dziewczyny ze swojej grupy. Słyszałam tylko przez drzwi jak tam sobie hałasowały, śmiały się i zajmowały sobą w pokoju. Na mnie w zasadzie nie zwróciły uwagi gdy przyjechałam. Jedyny moment tego popołudnia jaki sobie przypominam, gdy nawiązałam z nimi jaki bądź kontakt to moment gdy matka lub wychowawczyni poprosiły mnie, bym do nich poszła po wacik czy coś w tym stylu.
Po kolacji, naturalnym porządkiem rzeczy, nadeszła pora na sen, ale przedtem jeszcze wychowawczyni kazała mi ubrać sobie pościel. I ona, i ja sama właściwie też zdziwiłyśmy się, bo choć u nas w domu nie musiałąm tego robić, poszło mi jak z płatka. Przyjemne zaskoczenia skończyły się gdy przyszło do pójścia spać. Dostałam się do pokoju z dziewczyną, której nigdy jakoś nie polubiłam i z którą po prostu nie miałam o czym rozmawiać. Nie tęskniłam do domu, ale byłam naprawdę rozczarowana, że taki kretyński pokój mi się trafił.
Ogólnie, poza tym, że na początku dziewczyny olały moją obecność, a sama nie byłam szczególnie skora do wyciągnięcia ręki w ich stronę, wrażenia miałam dość przyjemne. A kolejne dni jeszcze je tylko pogłębiły.
--Koniec cytatu
#90 tomecki
Kilka niedawnych wpisów wysłałem w kosmos. Rozumiem, że niektórzy mają ból różnych części ciała związany z ośrodkami, jednak sarkazm w tym wypadku uważam za niecelny.
#91 Snajper22
Ja wogóle mój pierwszy dzień pamiętam jak przez mgłę. Samo zostanie w internacie jakoś super trudne nie było. Pamiętam jak z kimś, nie pamiętam kto to był, odprowadzałam mame wieczorem na autobus i po powrocie do internatu to dopiero po położeniu się spać łzy mi poleciały. Co do koleżanek to było nawet dobrze, bo czułam się tam potrzebna, gdyż byłam z najmłotszymi i im pomagałam. Wychowawczynie też były okey, aczkolwiek, jak tam już trochę pomieszkałam to jednej z nich nie zbyt lubiłam. A co do pierwszego dnia w szkole to było trochę dziwnie, bo dołączyłam do klasy w połowie roku szkolnego i na początku byłam bardzo nieśmiała, ale później jakoś poszło.
Generalnie, czas spędzony w ośrodku wspominam całkiem fajnie, wiadomo, zże w każdym miejscu znajdą się ludzie, z którymi będziemy się trzymać, i tacy, za którymi nie przepadamy. Ja staram się pamiętać tylko te dobre i czasem zabawne chwile zarówno z internatu, jak i ze szkoły.
Pozdrawiam.
Cormac McCarthy, "Droga"
#92 misiek
To tak jakby psa porzucić w schronisku, a po spacerze z wolontariuszem uprzednio zamykając go do boxu zapytać go czy mu było zabawnie.
#93 jaclawus
Witajcie. Opuściłem Owińska jakie 25 lat temu, po czym miałem epizod w liceum masowym. Powiem wprost, z tego, co koleżanka zuzler pisze, sytuacja nieco się pogorszyła, jeśli chodzi o kwestje sprzężeniowe, a orientacja, powiedzmy sobie szczerze, bez zmian. Tak właściwie i na dobrą sprawę dopiero teraz, wyprowadziwszy się ze wsi od rodziców widzę, co to jest faktycznie samodzielność. Ponadto widzę, że w ośrodkach brakuje jakiejś nauki oszczędzania kasy na przyszłość, bo ja już nie pamiętam jakichś książeczek mieszkaniowych czy czegoś podobnego, a szkoda.
#94 Zuzler
W osrodkach barkuje wielu lekcji, które można by przeprowadzać, skoro większość uczniów ma się 24h/d pod opieką. Ot choćby oduczanie blindyzmów by się przydało, ale takie porządne, a nie, zę pani nakrzyczy, że TOmuś trzyma palce w oczach, a Tomuś będzie mieć to w dupsku. Przydałoby się też całkowicie niewidomych nauczyć nie raz jak panować nad swoim ciałem na zasadzie prawidłowej postawy, wiedzy co jaki gest czy element mowy ciała znaczy.
#95 misiek
Od uczenia oszczędzania kasy to są rodzice.
#96 tomecki
Owszem. Problem w tym, że w przypadku, gdy do domu jeździsz na ferie, święta i wakacje, rodzice mają cokolwiek niewielki wpływ na wychowanie, przy najmniej w tym okresie.
#97 gadaczka
Nie zawsze. Na Eltenie są osoby, które z własnej woli mieszkały w internacie.
--Cytat (łysy):
To tak jakby psa porzucić w schronisku, a po spacerze z wolontariuszem uprzednio zamykając go do boxu zapytać go czy mu było zabawnie.
--Koniec cytatu
#98 misiek
Ja np bym sobie nie życzył, by obca baba wtrącała się w finanse moje i mojego dziecka, no ale ja to ja. Przede wszystkim nie dopuścił bym do sytuacji, by moje dziecko bywało w domu tylko w święta, z resztą nigdy bym nie oddał dziecka do internatu, chyba że by samo chciało po podstawówce.
-- (tomecki):
Owszem. Problem w tym, że w przypadku, gdy do domu jeździsz na ferie, święta i wakacje, rodzice mają cokolwiek niewielki wpływ na wychowanie, przy najmniej w tym okresie.
--
#99 balteam
Tak, tylko alternatywą jest szkoła zwykła, a niewszystkie są tak idealne. Nie ma złotego rozwiązania, zwłaszcza dla osób, które mieszkają powiedzmy 200 kilometrów od ośrodka. Muszą albo rzadziej dziecko odbierać, albo wysłać do masówki, w mojej okolicy akurat masówka była do dupy.
#100 misiek
Nie jest tak, że masówka jest jedna w okolicy. Już z dwojga złego wolał bym oddać dziecko do masówki i ewentualnie je przepisać do innej i mieć je w domu przy sobie, niż miałoby się tułać po internatach w śród opcych ludzi bez domu i rodziny.
-- (balteam):
Tak, tylko alternatywą jest szkoła zwykła, a niewszystkie są tak idealne. Nie ma złotego rozwiązania, zwłaszcza dla osób, które mieszkają powiedzmy 200 kilometrów od ośrodka. Muszą albo rzadziej dziecko odbierać, albo wysłać do masówki, w mojej okolicy akurat masówka była do dupy.
--