powiedzcie co sądzicie o waszych ośrodkach szkolno wychowawczych
Back to W szkole i w pracy.#1 mojsior
Witajcie.
Podejrzewam, że większość z was napewno chodzi bądź chodziła do ośrodka szkolno wychowawczego dla niewidomych.
Sam uczyłem się w takim ośrodku przez sześć lat.
Jak wspominacie tam życie codzienne i naukę.
#2 marcysia
chodziłam do ośrodka we wrocławiu co do nauki to nie było źle. Czasami lepiej, a czasami gorzej. Co do życia codziennego to też z tym bywało różnie, ale jakieś zajęcia muzyczne czy sportowe też w naszym ośrodku były.
#3 mojsior
swoją przygodę rozpoczołem z takim ośrodkiem, kiedy to chodziłem w roku 96 do przedszkola w Laskach.
Ogólnie to miałem z tym przedszkolem chiba najgorsze wspomnienia, przedewszystkim z powodu niektórych sióstr, którym przeszkadzało wszystko od mojego głośnego chrapania aż po moje złe samopoczucie zmuszając na siłe do chodzenie do kościoła, albo uczestnictwa w wieczornych modlitwach.
Oczywiście nie byłem święty i też dawałem w kość wychowawcom.
Jedzenie było tam okropne, chleb smakował niczym papier, parówki suche, nędzne kompoty, jedyne co było dobre to podwieczorki na które składały się ciasta.
Z obiadów to jeszcze spagetti było w miarę spoko.
Później chodziłem do ośrodka w Dombrowie Górniczej mieszczącego się jeszcze na Wybickiego/Kwiatkowskiego.
Co do życia w internacie, to nie było najgorzej, pobódki były o 7 rano chyba że ktoś się grzebał no to wstawał wcześnie.
Jedzenie było całkiem niezłe, wiadomo że nie można się spodziewać cudów po stołówkowym jedzeniu, ale obiady były całkiem przyzwoite, chociaż najlepsze były w weekendy, wtedy bardziej się starano.
Od godziny 16 był czas nauki własnej kiedy to nie można było wychodzić do miasta tylko się uczyć.
W teorii było to tak że może uczyły się dziewczyny albo jakaś młodsza grupa bo w rzeczywistości każdy chodził po pokojach i był jeden wielki burdel, chyba że ktoś przesadził, ale z reguły jak ktoś potrafił to wychowawców wyprowadzał w pole udając że się uczył.
wychowawcy byli różni jednych lubiłem bardziej drugich mniej ale nigdy nie było problemów z tym, zżeby kogoś poprosić o pomoc w nauce czy w rozwiązaniu jakiegoś problemu.
Podobało mi się to, że wychowawcy i rada internatu starali się zorganizować czas wolny, aby nie siedzieć bez przerwy w pokoju. Mam na myśli jakieś dyskoteki, czy inne imprezy integracyjne. Najlepsze było to że nie było jakiegoś przymusu, kiedy ktoś nie chciał w czymś uczestniczyć. Ogólnie życie w internacie wspominam całkiem miło.
Co do nauki w szkole, to również na nauczycieli nie mogę narzekać.
Przynajmniej tam czułem, zże traktują mnie jak normalnego osobnika, a nie tak jak w szkole masowej, kiedy to nauczyciele nie chcieli żebym szedł do tablicy kiedy trzeba było odpowiadać z jakiegoś przedmiotu, bojąc się że się przewrócę, albo nie wiem zemdleję, bo nie umiem chodzić czy cośtam.
Jedyne co było beznadziejne to informatyka, na której wybitnie się nudziłem.
Większość lekcji to był jakiś excell paint gimp, więc większość zajęć z tego przedmiotu spędzałem na granie w quake, czy robienie innych rzeczy.
Kiedy chciałem się uczyć programowania prosząc szkolnych informatyków o pomoc, to żaden nie potrafił mi pomóc, jedyna ich pomoc polegała na tyn, że doradzali mi czytanie ksiązżek do pascala żenuwłar i tyle.
Na bibliotekę też bym mógł się uskarżać, bo owszem może księgozbiór był tam pokaźny, ale żeby osoba niewidoma nie mogła skorzystać z komputera bo brak jest na nim jawsa bo szkoła nie wykupiła na stanowiska to była masakra.
Dobrze że było portable nvda ale po pierwsze jak na tamte czasy to praca z nim była niemożliwa, a nawet kiedy próbowałem go tam uruchomić, to pojawiał się tylko dźwięk startu poczym program się wyłączał.
Dodatkowa w bibliotece był zainstalowany jakiś program Beniamin albo Emilek, który blokował różne strony nawet nk.pl i facebooka.
Nie rozumiem dlaczego takie programy nie zostały instalowane w pracowniach informatycznych tylko właśnie tam.
Dodatkowo konto gościa, które uniemożliwiało instalacje czego kolwiek.
Kiedyś potrzebowałem skorzystać z multi lektora, to okazało się popsute o czym panie tam pracujące nie wiedziały, co dowodziło, że to urządzenie lektorskie nie było używane.
Niestety nawegt w internacie był problem z komputerami czyli to samo, brak programu typu jaws i konta gościa pozakładane na każdym.
Jedynie w liceum dzięki mnie w naszej interackiej grupie do której należałem mieliśmy komputer gdzie można było instalować ile wlezie i swobodę pracy.
Co do imprez szkolnych i akademii to akurat odbieram je bardzo pozytywnie, bo sam występowałem na wielu z nich, co sprawiało mi przyjemność.
Miło wspominam wyjazdy szkolne i wszelakie imprezy.
Jednym z takich miłych epizodów który miło wspominam, to był przyjazd gości z Francji z okazji comeniusa o ile pamiętam.
Zostałem zaproszony do tego spotkania chyba jako jedyny wychowanek tej szkoły przez byłą nauczycielkę francuzkiego pracującą w bibliotece, która uznała mnie wtedy nie wiedzieć czemu za kogoś kto może godnie się przed nimi się zaprezentować.
Najlepsze jest to, że nic za bardzo tam nie mówiłem, ale było to bardzo miłe przeżycie, kiedy mogłem próbować porozumiewać się z gośćmi po angielsku.
Sam szok wywołała u mnie wspomniana nauczycielka francuzkiego pani Anita, która mówiła po francuzku tak płynnie i z takim akcentem, jakby z pochodzenia była francuzem, czego nie mogę powiedzieć o żadnym z nauczycieli uczących mnie angielskiego w dwuch szkołach.
Sam pobyt w ośrodku wspominam naprawdę miło pomimo braków, nie mogę powiedzieć złego słowa na temat tamtejszego ośrodka.
Wiem że teraz przenieśli budynek i sporo tam się zmieniło, ale może jest tu ktoś kto tam chodzi i może na jego temat się wypowiedzieć.
Zapraszam do aktywnej dyskusji
#4 matid25
Witajcie. Ja chodziłem do Lasek i do Krakowa. Co mogę powiedzieć w Krakowie było więcej luzu niż w Laskach były od 16.00 do 18.00 odrabianki ale wychowawcy aż tego za bardzo tak nie pilnowali. Jedynie nie można było wychodzić na miasto w tych godzinach. Weekendy wolne nic od nas nie chciano jedynie wołano nas na posiłki a reszta czasu wolnego. Byli nie którzy wychowawcy co wyciągali na spacer ale było takich mało i jak się powiedziało mam wyjściówki sam sobie wyjdę to odpuszczali. W tygodniu nie było żadnych zbiórek itp itd jedynie budzili nas na śniadanie o 06.30 jak ktoś miał na rano lub o 07.30 jak ktoś miał na popołódnie. I o 21.00 trzeba było być w swoich pokojach i przygotowywać się do snu. Co do lasek tu już bardziej pilnowano czy odrabianek zbiórka była rano przed śniadaniem następnie przed obiadem przed kolacją i na wieczór. Co do weekendów też zwykle było wolne jedynie 1 wychowawca w niedziele o 11.00 do 12.30 wymyślił sobie odrabianki i co niedziela trzeba było iść do kościoła o 09.15 i czasami zdażały się różne adoracje wieczorami. Ale też źle nie było. Co do jedzenia Kraków nie stety gorzej wypadał od lasek w laskach dobre i dużo zawsze jakaś dokładka ryby czy naleśników w Krakowie nie stety nie np 2 naleśniczki i koniec jedzenia i w niedziele było tak zwane gryzione. Czyli mięso zmielone na papkę i wyglądało to tak jak by ktoś to pogryzł pogryzł i wypluł. I zawsze do tego był rosół. Jak wiadomo było że na obiad jest rosół to nagle cała grupa w tył zwrot i zamawiało się pizzę lub szło się do sklepu czy do baru mlecznego gdzie kto wolał. Nie wiem jak jest teraz bo Laski skończyłem w 2004 roku a tyniecką w 2011.
#5 marcysia
co do jedzenia to czasem dobre ale w większości przypadków nie dobre. różne występy koncerty były całkiem spoko, ale mało było wycieczek.
#6 matid25
w Krakowie jedynie byłem na Słowacji jeżeli chodzi o taką porządną wycieczkę były jeszcze dwie wycieczki gdzie była moja klasa ale akurat na nie się nie załapałem w latach 90 było dużo wycieczek z Krakowa Niemcy, Cholandia, Austria. W Laskach na paru wycieczkach się bywało. Nawet czasami w jednym roku szkolnym były dwie wycieczki np Szczawnica we Wrześniu i Krynica Morska w Czerwcu
#7 misiek
Ja obiektywny nie będę, bo moja przygoda w internacie w ośrodku w Bydgoszczy zakończyła się w 2002 r, w każdym razie- za moich czasów to tam był syf i patologia. Internatem rządzili szkolne cwaniaczki, których jedyną rozrywką było gnębienie innych i okradanie. Wychowki przymykali na to oczy, z resztą ich zachowanie też pozostawiało wiele do rzyczenia. Oni to z kolei mieli pole do popisu nad tymi, którzy nie mieli żadnego wsparcia od nikogo. Nie raz widziałem, jak tacy dostali w dupsko, czy zostali obrzuceni błotem przez życiowych frustratów. Ośrodek generalnie zaniedbany- wielkie odrapane i zniszczone poniemieckie gmaszysko. Jedzenie nie zadobre, ale na czymś trzeba było przeżyć. Poziom nauki ok, ale podejście niektórych nauczycieli wołało o pomstę do nieba. Były też osoby w porządku, ale tych możnaby było policzyć na palcach jednej ręki. Z tego co słyszałem- wiele tam się później zmieniło włącznie z dyrekcją szkoły i kierownictwem internatu, ale o tym to już się szerzej nie wypowiem. W każdym razie- nigdy w życiu nie oddał bym do internatu dzieciaka do piętnastego roku życia. Jakby był starszy i by chciał iść do szkoły z internatem to bym się zgodził, ale nie był bym z tego powodu zadowolony. Jeszcze mieszkałem w internacie w Krakowie, ale wtedy już byłem dorosłym człowiekiem, więc na wszystko patrzyłem zupełnie inaczej, i to już całkiem co innego: inni już dorośli ludzie, inna atmosfera, inne życie. W Krakowie było ok, ale mówię to z perspektywy dorosłej osoby.
#8 camila
Hej. Chodziłam do szkoły do Krakowa, jednak najpierw, do szkoły integracyjnej u siebie. Tamta szkoła integracyjna dała mi podstawy w postaci nauki brajla, notacji matematycznej, podstawy jak chodzić z laską, ogólnie tyflopedagog tam był naprawdę kompetentny i wiele mi przekazał. Jedynym problemem był mój niezrównoważony nauczyciel wspomagajacy, który swoje prywatne problemy przelewał na uczniów. Nawet z pomocami nie było takiego problemu - tłumaczenia kątów na matematyce za pomocy praski do ziemniaków przez najlepszego nauczyciela matematyki, jakiego w życiu spotkałam się naprawdę nie zapomina. Kiedy potrzebowałam podręcznika, przerabiałyśmy z mamą taki na zmianę, potem można było go obrobić, wydrukować, zbindować, opisać na miejscu, ponieważ szkoła dysponowała drukarką brajlowską (drukarka w 2007 roku na takim zadupiu). Miejsce było dość do rzeczy, w pełni widzący rówieśnicy także z wyjątkiem naprawdę przykrych przypadków (upośledzenia, opóźnienia, inne problemy fizyczne). W drugim semestrze czwartej klasy poszłam do Krakkowa z przydatnym zasobem doświadczeń i z nieroszczeniowym stosunkiem do nauczycieli, życia i nauki. Pobyłam tam do końca mojego technikum. Kolejna szkoła, której naprawdę nie wspominam źle - warunki w internacie nie były szczytem luksusu, lepiej było już potem na nowym internacie po remoncie, ale klimaty podstawówkowo-gimnazjalne nie były najmilszym doświadczeniem. Restrykcje były, nasza grupa zawsze trafiała na kosy wśród wychowawców. Dzięki tamtemu miejscu mogłam się rozwinąć jeszcze bardziej, ukończyłam wszystkie potrzebne kursy orientacji, wyszłam z mojego miejsca zamieszkania, uczestniczyłam wielokrotnie w międzynarodowych projektach.
Jeśli chodzi o żarełko - naprawdę nie było źle, jednak po wejściu ustawy posiłki wygladały jak dla osób z dietą niskosodową. :)
#9 lwica
W Laskach jedzenie jest dobre, choć niektórzy narzekają. :D Wycieczek jest sporo, choć teraz było mniej przez pandemię. :)
#10 mucha
ja tam na Laski generalnie nie narzekałem minus jest tylko, że to ośrodek katolicki a rekolekcje to jest jakieś nie porozumienie przez cały dzień chodzenie na jakieś spotkania to dramat
#11 Zuzler
Noo... Owińska katolickie nie są, a rekolekcje też co roku były i pewnie nadal są i to przez 3 dni. Że nie wspomnę, że mój brat w normalnym technikum też miał rekolekcje, acz chyba nie tak długie.
#12 mucha
w normalnym technikum owszem rekolekcje są przez 3 dni ale to tylko najczęściej msza trwająca godzinę
#13 piecberg
Byłem w Laskach od przedszkola do końca podstawówki i jak to zwykle są dobre i złe strony przebywania w takim odosobnieniu (w przypadku Lasek odosobnienie to trafne określenie). Puszcza kampinoska, ośrodek za murem a na noc spuszczane psy. Do pozytywów zaliczyłbym: wysoki poziom nauczania, możliwość rozwijania swoich pasji, wycieczki szkolne, nauka i to już od przedszkola wielu podstawowych czynności życiowych (wiązanie butów, ubieranie się, ścielenie łóżka, zmienianie pościeli, prawidłowa postawa przystole, krojenie, smarowanie, gotowanie, nauka jedzenia nożem i widelcem, itd), wyjazdy do Warszawy do kawiarni, kina, teatru, wspaniale prowadzone harcerstwo (wyjazdy na obozy, biwaki, nauka survivalu). Negatywy? O tym w Laskach i poza Laskami się mało mówi albo wcale a raczej usiłuje sie podtrzymać mit wspaniałego uduchowionego ośrodka tzw. dzieło matki Czackiej. Ostatnio ją nawet beatyfikowali co dla mnie jest śmieszne bo zwyczajnie założyła ośrodek dla niewidomych i tyle. Od przedszkola zamordyzm, dyscyplina. Każdemu z nas brakowało rodziców, domowego ciepła i tego Laski nie dawały, to się tylko odczuwało w podejściu określonych wychowawców i jako dzieci natychmiast lgnęliśmy do takich osób. W przedszkolu głupie siory stosowały różne kary cielesne. Do ulubionych kar zaliczyłbym: ciągnięcie i wykręcanie ucha albo mocne przesuwanie kciuka od szyji w stronę głowy tak żeby palec dociśnięty do głowy przejechał się po włosach podwłos. Poproście kogoś niech wam tak zrobi to zrozumiecie jakie to miłe uczucie, hehehehe. Jeśli komuś nie smakował obiad zostawiano go przy stole na kilka godzin nad wystygłym drugim daniem mówiąc: podziękujesz jak zjesz. W przedszkolu karą za niechęć do jedzenia różnych potraw było zamykanie dziecka w komórce razem z jego kolacją czy obiadem. Ciąg dalszy nastąpi w kolejnym wpisie.
#14 balteam
@Helenka na swoim blogu wrzuciła książkę jak opisywała pobyt w laskach kilkadziesiąt lat temu. No to w porównaniu do ciebie Piecberg było gorzej, teraz jeszcze jet lepiej, no ale jak byłem też 10 lat temu, więc znowu sporo się zmieniło. Do 2013 r. na pewno w Laskach uczyli orientacji najlepiej albo egzekwo z kimś najlepiej w kraju.
#15 Julitka
@Piecberg Niestety poziom nauczania leci na łeb na szyję, wycieczek jest mniej, bo państwo samorządostwo kasiorę przygarnia do serc swoich otłuszczonych, jeno jeszcze orientacja trzyma się jakoś, bo w internacie chłopców to już nawet sprzątać podobno nie trzeba. Ogółem, panie, regres. :(
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#16 mojsior
Ja chodziłem do przdszkola w laskach, to był 96 rok.
Apropo sióstr zakonnych dto były tam spoko osobistości jak siostra Benita czy Bogusława ale były i potwory jak siostra łucja, którą wspominam najgorzej.
Nigdy nie zapomnę jak ta krowa się na de mną znęcała, chociaż nie będę obrażał krów, bo w jakiejś tam religii uważa się je za święte.
Niestety ta cała łucja miała u nas nocki, jej przeszkadzało moje żekome głośne chrapanie, więc wyprowadzała mnie na bawialnie i kładła na materacu bez przykrycia, raz kiedyś nie mogłem spać, chcąc żeby mi bajke puściła, uznała że jestem niegrzeczny i położyła mnie na zimnej podłodze bez przykrycia a była wtedy zima, przed świętami, spędziłem tam całą noc, i potem przez to długo miałem problemy z odpornością.
Zmuszanie do jedzenia tego co się nie lubi bylo karygodne, przez te siostry do dziś nie nawidzę płatków z mlekiem, bo jedna już nie pamiętam jak jej było trzymała mnie za włosy nad talerzem grożąc że mnie zamknie w bibliotece na cały dzień.
Ale były też i dobre strony tego pobytu, na zajęcia tam organizowane nie mogę narzekać, najbardziej lubiłem jakieś zajęcia ruchowo rytmiczne, których mieliśmy dość sporo, wycieczki spacery, nie powiem z tego się opiekunowie wywiązywali i przynajmniej nie było nudno.
Co do wszelakich religijnych rzeczy, to akurat była masakra, mimo, że byłem i jestem osobą wierzącą, to wtedy miałem długo coś w rodzaju trałmy, bo tam wszelakie modły codzienne to było na porządku dziennym i nie obchodziło nikogo, że się źle czujesz, trzeba było brać udział, iść do kościoła.
Raz nie chciałem pójść na mszę niedzielną to pogrożono mi że do domu nie wrócę, tylko mnie diabełek do piekła weźmie i będę się smarzył w smole.
Nie dziwie się, że sporo osób z lasek ma wstręt do kościoła przez takie przymusy, bo to może naprawdę obrzydzić patrzenie na religię, psełdo katolicyzmu nie nawidzę a tam się zmusza i zmuszało do wiary, a do wiary nie można nikogo zmuszać.
Co do jedzeniato najochydniejszą rzeczą jaką tam spożywałem była jajecznica, i mleko do picia.
Mleko smakowało, jak by ktoś je zmieszał z wodą i w tej wodzie je gotował eeee jak o tym piszęm to mi się niedobrze robi.
Oczywiście też wmuszano to w nas.
Co do nauki codziennych czynności, to tego nie było jakżem tam chodził, jedzenia nożem i widelcem to się uczyłem na tynieckiej jak przez chwile tam chodziłem, a w laskach podkładano pod nos, robiono kanapki ścielono.
Czy w przedszkolu mieliście oznaczane miejsca w szatni znaczkami takimi gumowymi, pamiętam to jak dziś, każdy se mógł wybrać swoje małe gumowe coś i to wisiało przy każdym miejscu, bardzo to było fajne oglądać znaczki od innych i je podmieniać hihi.
Nocki już potem jak ta łucja przestała tam być były fajne jak śpiewała nam benita do snu albo ktoś puszczał bajki, wtedy było naprawdę przyjemnie.
Pamiętam to przedszkole z tamtych czasów i bardzo chętnie bym je obejrzał teraz, ciekawe jak się rozbudowało przez te lata.
Z siostrą bogusławą to się nawet parę lat temu widziałem, głos nadal jej pozostał taki ciepły i miły.
Ciekawe ile z tych osób tam jeszcze pracuje na przykład pani ania wiezbicka której zawdzięczam bardzo wiele i od której sporo się nauczyłem.
Kiedy myśle o moim pobycie w laskach wspominam ją bardzo miło, była moją wychowawczynią od samego początku.
Ty mówiwsz sławku że byłeś tam od przedszkola, to napisz kto tam był może znam, a może byliśmy tam razem kto to wie.
#17 mucha
teraz przedszkole się rozbudowało mają tam dział wczesnej interwencji ale to powinieneś jeszcze pamiętać o ile chodziłeś do szkoły w Laskach już gdzieś z 15 lat spokojnie to zbudowali
#18 mojsior
nie chodziłem do tamtejszej szkoły
#19 piecberg
Moje przedszkole to rok 78, stary boomer.
#20 misiek
To ja zadam znowu pytanie retoryczne, gdzie byli rodzice? Gdyby taka pingwina zrobiła mojemu dziecku chodź jedną z wymienionych tu rzeczy, to noga mojego dziecka w tym geccie by nigdy więcej nie postała. A zasłanianie się religią i wiarą w takiej sytuacji to czysta hipokryzja. Jeszcze co do wypowiedzi Piecberga to się nie dziwię w sumie, bo wiadomo inne czasy i głęboki prl, ale ty Mojsior zdaje się, że młodszy jesteś. Tak czy tak, takie zachowania zasługują na potępienie.