Szkoły dla niewidomych, pytanie.
Wróć do W szkole i w pracy.#101 Monia01
Myślę, że z internatami jest ten problem, że osoby tam mieszkające za długo ze sobą przebywają. Zwariować
można, jeśli się z kimś siedzi 24 godziny na dobę. Może trochę przesadziłam, ale często w sumie jest
podobnie: osoby, które chodzą razem do klasy, potem mieszkają w jednym pokoju. Wiem, że można wyjść, pójść
na spacer (jeśli możesz i umiesz), można pójść do kogoś innego i porozmawiać z kimś innym albo umówić
się z kimś, że przyjdziesz do kogoś tylko po to, żeby posiedzieć i nic nie mówić. Czasami mieszkane
w internatach może być męczące. No i, nie ukrywajmy, niektóre osoby po prostu nie nadają się do tego,
żeby mieszkać w miejscu, gdzie mieszka tak wiele innych osób.
🇺🇦 🇵🇱
#102 Monia01
Przepraszam, mój wpis trochę chyba nie do tematu. Ale szkoły doradzić nie mogę, nie wiedząc, czym się
interesujesz.
🇺🇦 🇵🇱
#103 jamajka
A mi się wydaje, że jednocześnie rozumiem, o czym mówisz, można mieć dość, ale również się tworzą więzi
na całe życie. Nie zawsze w podstawówce stworzysz dojrzałą przyjaźń, jak tóż po lekcjach się rozstajecie.
A w internacie... jednak musicie się dogadać, jakoś, znacie się bardzo dobrze. Z dwoma z moich przyjaciółek
byłam w internacie. Nie wiem, kto mnie zna lepiej na świecie, serio.
#104 Monia01
O tak, jasne, w internacie poznajemy się doskonale, bo siłą rzeczy powinniśmy jakoś tam nauczyć się ze
sobą współistnieć i lepiej się dogadać niż kłucić, a żeby się dogadać, to trzeba się dobrze poznać. Zresztą
to nieuniknione, gdy widzisz, jak człowiek się uczy, co lubi podjadać wieczorami czy w nocy, jaką pije
kawę, jakich używa kosmetykuw, wiesz, jak wygląda, gdy wstaje i gdy idzie spać i wiesz, że on to samo
wie o Tobie. W takiej sytuacji naprawdę lepiej się dogadać, a sztuką jest się nie poznać
🇺🇦 🇵🇱
#105 zywek
Ja tam z moimi ziomeczkami jestem do końca i mam nadzieję, że oni ze mną też, a to dlatego właśnie, że
przez większość życia miałem ich na codzień w pokoju i w klasie.
#106 MonikaZarczuk
Dziękuję Wam za miłe słowa, co do moich postów. Bardzo miło coś takiego przeczytać, szczególnie, jeśli
dołączyło się niedawno. Myślę, że temat internatu może zainteresować kolege, bo być może zdecyduje się
na taką szkołę, że w internacie będzie musiał mieszkać, a może już mieszka, być może coś przegapiłam.
W każdym razie myślę, że Monia ma rację o tyle, że można po prostu źle trafić, jak można mieć wredną
siostrę, z którą dzieli się pokój i wtedy wspólne mieszkanie może stać się problematyczne. W takim przypadku
jednak, czego jestem świadkiem, po rozmowach z wychowawcami możliwe było przeniesienie danej osoby do
innego pokoju i zwykle to rozwiązywało konflikt. W większości przypadków jednak, jeśli ludzie są w miarę
normalni, to tak, jak nieprzymierzając w więzieniach czy szpitalach długiego pobytu, ludzie szybko i
dobrze się dogadują i tworzą minispołeczności, które całkiem nieźle funkcjonują. 4 znośne charaktery,
to już dobra i wartościowa różnorodność. Oczywiście, że bywają dni, kiedy ma się wszystkich dosyć, kiedy
tęskni się za swoim własnym kontem, ale na pewno przynajmniej z perspektywy czasu ja bardzo dobrze wspominam
internatowość i teraz właśnie śni mi się czasem, że mam te 30 pokojów do wyboru i mogę sobie pójść do
kogo chcę i pogadać, albo spotkać się z ludźmi na sali gimnastycznej i pograć w piłkę toczoną, albo
zawołać kogoś na partyjkę szachów na holu, gdzie na pewno jakiś znajomy się zaraz przypałęta i pożartujemy,
albo usiąść na parapecie między piętrami i zobaczyć co się będzie działo :D Dla mnie osobiście w internacie
na pewno było ciekawie i różnorodnie. W pewnym sensie zależy to jednak od charakteru. Mnie zawsze wszędzie
było pełno.
#107 jamajka
Ej, no to super, że tak mieliście, w sumie ja mam podobne odczucia. Choć oczywiście rozumiem, że nie
każdy będzie tak miał, bo widziałam gorsze przypadki internatów i słyszałam bardzo niefajne historie
czasem. Z tym, że ja chyba lubię twotzyć dla tego taką przeciwwagę, bo czasami dobra strona medalu też
się przyda. :)
#108 Monia01
Zdarza się też tak, że te negatywne komentarze odnośnie internatów biorą się z braku umiejętności przystosowania
się danej jednostki. Bo przychodzi sobie taki człowieczek do internatu, zaczyna sobie w nim mieszkać i...
jest źle, tak po prostu, a jest źle, bo sobie ktoś wyobrażał, że będzie inaczej, niż jest. I to też jest
problem. Oczywiście nie zawsze, czasami naprawdę jest źle, ale tak też się zdarza.
🇺🇦 🇵🇱
#109 cinkciarzpl
Monia01, no toś teraz poleciała. Wyrywa się kogoś ze środowiska rodzinnego, kogoś dajmy na to małego
i on ma tak od razu super funkcjonować? Ja znam przypadek, gdzie ktoś w internacie niemugł poprostu żyć
mimo długiego okresu czasu. Pewnie to jednostkowy przypadek. Moim zdaniem kluczowe w takich miejscach
są twarda dupa i mocne łapy, żeby nimi się rozpychać i mocne buty żeby nie było czuć że kogoś zadeptujesz.
Nie każdy ma takie cechy, a już napewno nie od razu.
#110 Monia01
Nie to miałam na myśli, w sensie nie miałam na myśli małego dziecka, bo ono musi się nauczyć funkcjonować
w takim internacie. Zresztą każdy musi. Ale są ludzie starsi, którzy trafiają do internatu z przekonaniem,
żetam już po prostu musi być lepiej, no po prostu musi, bo liczą na to, że skoro zmiana, to na pewno
na lepsze, a tymczasem oni nie umieją się przystosować i czasem nawet nie robią nic, żeby to zmienić.
Pewnie to jakieś jednostkowe przypadki, ale jednak występują.
A oddawanie małego dziecka do internatu jest straszne, wiem, że czasami konieczne, ae straszne.
🇺🇦 🇵🇱
#111 MonikaZarczuk
Zgadzam się z Wami, że małe dziecko praktycznie nie ma wyboru, musi się przystosować i im lepiej to zrobi,
tym lepiej dlaniego. Znałam jednak również osobę, tak jak Cinkciarz, która nie mogła się zadomowić w
internacie i to właśnie już od małego. Często płakała wieczorami, wyjeżdżała na każdy możliwy weekend
do domu, a powrót do internatu, to zawsze były bardzo trudne chwile. Ja na początku oczywiście także
tęskniłam za domem, ale dosyć szybko zrobiło mi sie tak, że jak długo siedziałam w internacie, to chętnie
jechałam do domu, a tam, dosyć szybko mi się nudziło i chętnie wracałam do internatu. W rezultacie wszędzie
było mi dobrze, a zmiana była urozmaiceniem.
#112 jamajka
Ja rozumiem, że ie każdy trafi dobrze i nie każdy się przystosuje, miałam bardziej na myśli, że nie każdy
internat i nie każda w nim grupa jest taka, że musisz bić się, gryźć i kopać na prawo i lewo, żeby przetrwać.
:p
#113 Julitka
Monika Zarczuk, jestem naprawdę mile zaskoczona i pod wrażeniem, serio. Wspaniale, że miałaś takie możliwości
rozwoju i jesteś zadowolona ze swojej szkoły. Zresztą, nie ukrywam, o szkole na Tynieckiej słyszałam
generalnie dobre opinie. Także, Daszek... jak do ośrodka, to wiesz, gdzie uderzać... Oczywiście trochę
żartuję - aż tak tego ośrodka nie znam i nie jestem Alfą i Omegą.
Ja znowu z łódzkego ośrodka nie mam tak dobrych wspomnień, choć nie mam złych. Jeżeli mam wybrać szkołę,
w której rozwinęłam skrzydła, nie był to ośrodek. I mogłam sobie poobserwować życie Internatu, bo miałam
dwóch kolegów z klasy i mnustwo "ze szkoły", którzy tam przebywali. Często też wchodziłam "na jego teren",
bo tam była często świetlica. Widziałam tych ludzi, wychowawców... Generalnie nie potrafię wymienić
żadnego konkretnego incydentu "przeciw", ale sama bym tam nie zamieszkała, choć generalnie lubię "mieszkać
w grupie", wyjeżdżałam na kolonie i raczej dogaduję się ze współlokatorami.
No i o jakimś harcerstwie, gazetkach, radiu, wizytach za granicą nie było mowy, przynajmniej wtedy, teraz
może się coś zmieniło, wszak kończyłam 7 lat temu. :) Fajnie, bardzo się cieszę, że jeszcze nie wszystkie ośrodki... cóż... nie ważne.
Powiedz mi tylko, kiedy kończyłaś szkołę?
Ps. Gazetki, radia i harcerstwa to Ci normalnie zazdroszczę! :)
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#114 MonikaZarczuk
Ja być może miałam szczęście, bardzo możliwe, że za czasów mojej szkoły ośrodek na Tynieckiej przeżywał
swój renesans, ale myślę, że ogólnie więcej jest osób, które ogólne ostateczne podsumowanie mają na plus.
#115 denis333
@monia01 Mówisz, że po pewnym czasie przebywania z kimś w jednym pokoju można tego kogoś mieć dosć? Ja
mieszkałem z moją ekipą przez 2 lata, i szczerze mówiąc to bardzo za nimi tęsknię. I albo ja jestem ewenementem,
że tak dorbze trafiłem, albo po prostu miałem za mało czasu, żeby się nimi znudzić ;)
#116 jamajka
Nie no, pewnie Moni bardziej chodziło o to, że w internacie nigdy nie jesteś sam, trudno zorganizować
taką sytuację, żebyś mógł odpocząć od zgiełku i hałasu, a nie każdy tak lubi.
#117 MonikaZarczuk
To też nie jest do końca tak. Bywały długie godziny, kiedy bywałam sama w pokoju, bo jedna koleżanka
była u drugiej, kolejna w szkole muzycznej, a jeszcze inna oglądała coś w świetlicy. Myślę, że jednak
zdecydowana większość dobrze czuła się w sypialniach ze swoimi współlokatorami.
#118 Monia01
@JaMajka, tak, o to mi chodziło. :) Ale wiadomo, nie zawsze jest tak w internatach. A swoje dziewczyny
z pokoju też bardzo lubię <3
🇺🇦 🇵🇱
#119 MonikaZarczuk
My w szkole w ogóle mieliśmy naprawdę dużo swobody. Mogliśmy na przykład o każdej porze pójść do szkoły,
klucz do klasy przekazywaliśmy sobie z rąk do rąk. Mogliśmy pójść do klas muzycznych poćwiczyć, na siłownię
czy po prostu wyjść do ogrodu, albo na miasto. Dlatego nie odczuwałam braku samotności czy czasu tylko
dla siebie.
#120 MonikaZarczuk
Pewnie na lepsze samopoczucie wpływał również fakt, że mogliśmy przebywać w pokojach chłopaków do woli,
byle nie po 22, oni u nas też oczywiście.