Fakty i mity na temat szkół
Wróć do W szkole i w pracy.#281 djdenismusic
Jest taki kierunek w krakowie na tynieckiej.
W laskach przecież też coś takiego jest.
#282 magmar Konto zarchiwizowane
Ale ogólnie jak wyglądała informatyka?
To byl jedyny przedmiot z którego byłam zwolniona.
W masówce nie było komputera z syntezą, dlatego chciałabym wiedzieć jak wyglądało nauczanie tego przedmiotu w ośrodku.
#283 Zuzler
Normalnie. Program przewidywał, że trzeba robić tabelkę, dostawić do niej kolumnę i wiersz, scalić z drugą i coś tam pogmerać przy czcionkach, więc nas tego uczono.
#284 Kuba999
Dokładnie jakieś arkusze kalkulacyjne robimy, jeszcze jakieś durny HTML, No i kiedyś tam robiliśmy stronę internetową czy jakoś tak, No i co roku chyba się powtarzają arkusze a więcej to już nie pamiętam bo nie ma nauczycielki bo zwariowała, i została zwolniona.
#285 tomecki
Trzeba rozróżnić dwie rzeczy. Tyflo informatyka to jest kierunek na studium, który teoretycznie daje jakiś tam papier, który być może uprawnia np. do przeprowadzania szkoleń w fundacjach, które to robią, firmach itp.
Nauczanie informatyki w podstawówce czy liceum to druga, zupełnie osobna rzecz. Za tzw. naszych czasów nie wiem czy w ogóle była jakakolwiek podstawa programowa. My w ogóle byliśmy eksperymentalną klasą, w której był ten przedmiot od początku. Inni zaczynali chyba od czwartej, czy którejś tam klasy. Najpierw dedykowany program do nauki klawiatury i na dzień dobry prawidłowe ułożenie palców na klawiaturze tj. nauki pisania wszystkimi. Kilka poziomów to to miało. Najpierw fdsa, jkl i przepisywanie wyrazów zawierających wyłącznie te litery: las, sad, klasa, kalka, jad... potem włączanie kolejnych rzędów klawiszy. Zdaje się, że w drugiej klasie mieliśmy klawiaturę ogarniętą i zaczęła się obsługa DOS. Bardzo podstawowa, ale wejść do katalogu, otworzyć Word perfect raczej się umiało. Zaznaczyć należy, że szkołę zaczynałem w roku pańskim 1993, gdy królował Windows 3.11 albo w ogóle 3.1. Arkuszy kalkulacyjnych nie było, a przy najmniej nie było to takie fajne jak teraz. W klasach 2 /3 głównie były jakieś gierki głównie matematyczne pisane oczywiście pod DOS i raczej lokalnych wytwórców tj. chłopaków z liceum i gościa od informatyki. Od czasu do czasu pojawiały się tematy w rodzaju podstaw Norton Commandera, ale raczej była to jedna lekcja więc mało kto cokolwiek z tego zapamiętał. Podobnie było z formatowaniem dyskietki. Jednorazowa akcja i kto zapamiętał ten zapamiętał zwłaszcza, że notatek to tam nikt nie robił. Sporo było pisania pod dyktando tekstów różnych albo i wymyślania własnych i potem wysyłanie tego na drukarkę brajlowską drukującą linijkę tekstu w czasie jakichś 4s.
Chyba jakoś koło czwartej klasy otwarto nowy budynek z dwoma salami do informatyki. Jedna, w której głównie była nauka angielskiego z jakimś wypasionym oprogramowaniem do tego. Słuchawki z mikrofonem, jakiś magnetofon nie wiem czy nie połączony z kartą dźwiękową, możliwość komunikacji via ww. słuchawki z nauczycielem, interaktywne lekcje z możliwością nagrywania swoich wypowiedzi na kompa celem porównania np. akcentu z oryginałem i takie tam. Druga, bardziej typowa komputerowa sala to komp, plus linijka 80znakowa, jakieś takie dziwne ustrojstwo zwane taczskrinem, pisze jak się mówi, bo w sumie z ekranem dotykowym miało to to niezbyt wiele wspólnego. 80x25 kulek plus kilkanaście przycisków z boku przełączających funkcję tychże kuleczek. W założeniu miało to ułatwiać czytanie zawartości ekranu na zasadzie wciśnięcie siódmej kulki w jedenastym rzędzie powodowało wypowiedzenie odpowiedniego znaku, słowa albo całej linii, w zależności od ustawień. Do tego jakaś sieć pozwalająca na korzystanie z jednej, wspólnej drukarki przez wszystkie kompy, adresy e-mail w domenie Lasek, kawałek dysku, na lokalnym serwerze, do którego trzeba się było lognąć na początku lekcji i takie tam. Nadal wszystko na DOS, ale zaczęło mimo wszystko wchodzić w rutynę przeglądanie maili i w ogóle oswojenie z tematem poczty elektronicznej. Trza pamiętać, że wtedy w tv były programy edukacyjne pt. czym jest internet, a komputer w domu mało kto miał, a jeśli nawet to wykorzystywany głównie do pracy więc ta informatyka, zwana wtedy "komputerami" to tak nie do końca wiadomo było co tam robić.
Jakoś w okolicach szóstej klasy komputery szkolne zostały wymienione na coś sensownego z win98 i wpięte do sieci. Na dzień dobry weszło logowanie domenowe no i te stare gierki zostały przeportowane na win. W gimnazjum chyba skończyły się pomysły na tematy i każdy robił, co chciał. Głównie przeglądało się net. Część szukała zapowiedzi odcinków z Klanu, część odwiedzała serwisy w rodzaju "wirtualna polska, jaja jak berety" czyli jakieś randomowe kilka podobno śmiesznych mp3. Jakaś Chuta99 tam się pojawiała, jakiś kawałek monologu któegoś z kabareciarzy, słynne "poszukuję m1 do wynajęcia" i takie tam.
W międzyczasie były próby hm... nie wiem czy można to nazwać nauką programowania, bo wyglądało to tak, że gość dyktował linijka po linijce program tłumacząc, do czego ta linijka służy. Kilka programów tą metodą "napisaliśmy", apotem temat znikł.
W gimnazjum pojawiło się trochę obsługi Worda czyli formatowanie tekstu, sprawdzanie pisowni i tam parę jeszcze. Jakiś Excel, ale tego akurat było może ze dwie lekcje.
W liceum wjechały "technologie informacyjne" i kilku panów, którzy mieli szczery zamiar czegoś nauczyć, ale każdy inaczej. Jeden taki miał ambicje Microsoft Access. w ogóle bazy danych to tam jakieś odchodziły, bo potem drugi via Putty i jakiś szkolny serwer z Linuxem próbował w któegoś sql i notatki z definicjami kluczy obcych itd. Kolejny próbował podstaw Basha i kazał rysować poleceniami choinkę albo prostokąt ze znaków gwiazdki. Nieco bardziej to było systematyczne niż w podstawówce, ale uczęszczałem do dość elitarnej szkoły.\
Mój brat w podstawówce miał głównie Worda, Excela, sporo Painta, jakieś edytory html w rodzaju, zdaje się Pajączka. Nie wiem na ile było to dostępne dla nas.
W każdym razie czasy były ciekawe i chyba nie bardzo wtedy mieli ludzie pomysł, co z tymi komputerami robić. Aha, skanowanie w Laskach też w pewnym momencie wjechało na tapet, bo licencje na Recognitę były więc warto było jakoś pokazać, że z tych komputerów można jakąś korzyść odnieść.
#286 papierek
No to ja tak w skrócie. Klasy początkowe, klawiatura. Potem nie wiele sensownego pamiętam, ale może dlatego, że samą naukę używania komputera i tak lepiej ogarniałem, niż inni. W liceum robiliśmy wszystko to, co normalnie w programie dla widzących, czyli właśnie word, excel, maile, wikipedia, używanie tłumacza etc. nie było osobnego przedmiotu do tyflo, ale wszystkie te rzeczy, które wymieniałem uczyliśmy się wykonywać przy użyciu screenreaderów, czyli jak zrobić to po niewidomemu, czyli rola tyflo została spełniona. Powiem więcej, mieliśmy zajęcia, poświęcone pokazywaniu sprzętów, takich, jak braille sense, kajetek etc. Podsumowywując, poza liceum, to nic się sensownego nie robiło, każdy czekał na informatykę, żeby sobie pograć, poprzeglądać klango, pobuszować w sieci. Czyli, jak podejrzewam, w większości szkół. Dodatkowo, w liceum wszedł nam dodatkowy przedmiot, który był chyba tylko w laskach, albo w ośrodkach generalnie, nazywał się techniki pracy. Jedynym jego celem było jak najsprawniejsze nauczenie się pisania 10 palcami na klawiaturze dla tych, którzy do tej pory się tego nie nauczyli. Poza tym standard, czyli edycja tekstu w wordzie, czcionki, spisy treści etc. Oceniana była oczywiście szybkość pisania, w największym stopniu poprawna technika pisania, no i ilość literówek w tekście.
#287 Julitka
Uogólniasz, Magdo. Wybacz mi, ale robisz to jak podłej klasy dziennikarz. "uczniowie krakowskich ośrodków". Czyli jeden. Nuno. "wrocławski ośrodek też potwierdza". Czyli Ty. Informacjami z przed nastu lat. Wybacz, ale te argumenty, mimo że z fundamentem jakoś tam bym mogła nawet współgrać, zniechęcają nawet do popierania Twojej strony.
-- (magmar):
To wtedy miałoby jakiś sens, ale uczniowie krakowskiego ośrodka np. tego nie potwierdzają, WRocławski Ośrodek też miał z tym problem,.
--
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#288 Julitka
Z resztą zapominasz jeszcze o jednym: teraz wszystko się cyfryzuje. Podręczniki i materiały dostajemy w wersji elektronicznej. I powinno to wyglądać tak samo w szkołach masowych, jak i w ośrodkach.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#289 magmar Konto zarchiwizowane
Spotkałam się z problemem w latach 90, Nuno to potwierdził gruubo po roku 2000 z resztą nie tylko Nuno.
Przeczytaj sobie dobrze wszystkie wpisy, a więc problem istnieje.
Nie oceniam kim Ty jesteś, podaję fakty, które nie powinny mieć miejsca.
Swoją drogą jeśli nie masz ochoty czytać moich wpisów, nie czyń tego dla swojego zdrowia psychicznego.
#290 pajper
Magmar, po prostu widać u Ciebie absolutną tendencyjność pytań. Nie przyjmiesz odpowiedzi N osób piszących, że u nich w ośrodku było dobrze, tylko tej jednej, która pisze, że było źle. Nawet w tym wątku wypowiadała się masa ludzi kończących różne szkoły w różnych czasach, często bardzo pozytywnie.
Wszyscy już wiemy, że jesteś przeciw ośrodkom. Masz do tego prawo. Ale jak nie chcesz przyjąć, że ktoś będzie miał inną opinię, to nie pytaj.
Shoot for the Moon. Even if you miss, you'll land among the stars.
#291 Julitka
Powracając jeszcze do podręczników, bo coś mi się nasunęło:
Studiowałam na prestiżowej uczelni, jaką jest Uniwersytet Warszawski. Tamtejszy BON ma najlepszy, moim zdaniem, dzał adaptacji materiałów w kraju. Naprawdę nie mogłam narzekać na dostosowania ich dla mnie, o ile było to w ogóle możliwe. Niektóre materiały dostosowywałam w brajlu. A raczej zamawiałam, wysyłając stosowny plik. Przypominam sobie, jak swego czasu poprosiłam o dostosowanie dla mnie podręcznika do j. rosyjskiego "Pojechali", a potem "Żyli Byli". Adaptacja wszystkich tomów trwała od 4 do 6 miesięcy. Oczywiście musimy założyć, że personel zajmował się też innymi zamówieniami, no i że do czynienia miał on z książką do rosyjskiego. Niech skróci nam to czas adaptacji o 25%, co daje 3-4 miesiące. Po roku, a raczej, w moim przypadku, 9 miesiącach, książka była mi niepotrzebna. Swoją drogą obie pozycje możecie już wypożyczyć z DZDN, gdzie sama je oddałam. :) Możemy założyć, że rocznik niżej będzie korzystać z książek rocznika wyżej. Ale przy podstawie programowej zmieniającej się co rok, a na pewno - co dwa lub trzy, możemy tego założenia nie spełnić. Ale niech będzie. To daje jakich 27-30 podręczników do zaadaptowania co 2-3 lata, by niewidomy uczeń na każdym poziomie kształcenia w ośrodku mógł swobodnie się uczyć. Mówimy tu przecież o podstawówce, liceum, kilku technikach i szkołach policealnych, więc i tak chyba nie doceniłam. No i weźmy pod uwagę, że BON UW dysponuje siłą rzeczy dużą ilością nowoczesnego, drogiego, w pełni gotowego sprzętu. A ja z mojego wydziału do siedziby biura miałam 0 m, bo się do nas przeniosło na moim pierwszym roku. A jednak dostałam książki po 4 miesiącach. Czy naprawdę uważasz, że łatwo byłoby szkole ttakie książki drukować samej? Ośrodki dostają coraz mniej pieniędzy z kasy publicznej, bo coraz mniej dzieci niewidomych i dzieci w ogóle do nich chodzi. Miśku, dla Ciebie informacyjnie, teraz w internacie jest dwadzieścioro dzieci. Za moich czasów było ich dziewięćdziesięcioro. Nawet zakładając osobę, która ślęczałaby wyłącznie nad tym, trudno byłoby szkole drukować takie pozycje.
I zgadzam się z Tomeckim - od tego powinna być instytucja wyżej. Choćby wyznaczona przez PZN drukarnia, np. BON UW. A że PZN nie bardzo ma ochotę i środki na działania tego typu, to już nie jest i nigdy nie była wina ośrodków.
Bo co do materiałów potrzebnych na lekcjach, w Łodzi nigdy nie dostałam żadnej kserówki w czarnodruku. Zawsze wszystkie sprawdziany, o ile była potrzeba, drukowano mi w brajlu. Ale podkreślam, że miało to miejsce 13 lat temu, więc dużo mogło się zmienić.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#292 Julitka
Chciałabym posłuchać Twojej rady, ale po pierwsze chcę śledzić ciekawą dyskusję, a po drugie muszę sprostować nieścisłości, jeśli je zauważę. Sama z resztą potwierdzasz mój argument. Lata 90 czy 2000 są jednak trooochę dawno. A i tak Tomecki w Laskach już takie podręczniki posiadał.
-- (magmar):
Spotkałam się z problemem w latach 90, Nuno to potwierdził gruubo po roku 2000 z resztą nie tylko Nuno.
Przeczytaj sobie dobrze wszystkie wpisy, a więc problem istnieje.
Nie oceniam kim Ty jesteś, podaję fakty, które nie powinny mieć miejsca.
Swoją drogą jeśli nie masz ochoty czytać moich wpisów, nie czyń tego dla swojego zdrowia psychicznego.
--
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#293 magmar Konto zarchiwizowane
Oj Dawidzie, erystyka połączona z pobieżnym czytaniem.
Oto skopiowane moje wypowiedzi:
To wtedy miałoby jakiś sens, ale uczniowie krakowskiego ośrodka np. tego nie potwierdzają, WRocławski Ośrodek też miał z tym problem,.
Spieszmy się kochać ludzi...
27.06.2023 23:15
245/291Jak są stare podręczniki i w praktyce się je stosuje, to osoba niewidoma ma dostęp do wiedzy.
-- (Zuzler):
Albo taki, że póki nie pojawiły się nowe podręczniki np. do angielskiego, to z bólem duszy i szyjąc na miarę, ale dało się korzystać jeszcze z tych starych.
--
Spieszmy się kochać ludzi...
27.06.2023 23:17
248/291
Żeby nie było, że jestem zafiksowana słyszałam opinie, że Laski stawiały na edukację, tam były inne patologie, ale edukacja stała naprawdę dobrze.
-- (tomecki):
Widać, że w różnych ośrodkach byliśmy. W Laskach posługujących się wzrokiem można było swego czasu na palcach jednej ręki policzyć. Przy najmniej w podstawówce. Ksero nie było, a dla dzieci ze sprzężeniami była osobna szkoła. O rozdawaniu czegokolwiek niebrajlowskiego nie ma co wspominać no i nauczyciele raczej ogarniali brajla.
--
Spieszmy się kochać ludzi...
29.06.2023 15:57
259/291
-- (pajper):
Magmar, po prostu widać u Ciebie absolutną tendencyjność pytań. Nie przyjmiesz odpowiedzi N osób piszących, że u nich w ośrodku było dobrze, tylko tej jednej, która pisze, że było źle. Nawet w tym wątku wypowiadała się masa ludzi kończących różne szkoły w różnych czasach, często bardzo pozytywnie.
Wszyscy już wiemy, że jesteś przeciw ośrodkom. Masz do tego prawo. Ale jak nie chcesz przyjąć, że ktoś będzie miał inną opinię, to nie pytaj.
--
#294 magmar Konto zarchiwizowane
Co innego BON, a co innego ośrodek. Mimo wszystko.
-- (Julitka):
Powracając jeszcze do podręczników, bo coś mi się nasunęło:
Studiowałam na prestiżowej uczelni, jaką jest Uniwersytet Warszawski. Tamtejszy BON ma najlepszy, moim zdaniem, dzał adaptacji materiałów w kraju. Naprawdę nie mogłam narzekać na dostosowania ich dla mnie, o ile było to w ogóle możliwe. Niektóre materiały dostosowywałam w brajlu. A raczej zamawiałam, wysyłając stosowny plik. Przypominam sobie, jak swego czasu poprosiłam o dostosowanie dla mnie podręcznika do j. rosyjskiego "Pojechali", a potem "Żyli Byli". Adaptacja wszystkich tomów trwała od 4 do 6 miesięcy. Oczywiście musimy założyć, że personel zajmował się też innymi zamówieniami, no i że do czynienia miał on z książką do rosyjskiego. Niech skróci nam to czas adaptacji o 25%, co daje 3-4 miesiące. Po roku, a raczej, w moim przypadku, 9 miesiącach, książka była mi niepotrzebna. Swoją drogą obie pozycje możecie już wypożyczyć z DZDN, gdzie sama je oddałam. :) Możemy założyć, że rocznik niżej będzie korzystać z książek rocznika wyżej. Ale przy podstawie programowej zmieniającej się co rok, a na pewno - co dwa lub trzy, możemy tego założenia nie spełnić. Ale niech będzie. To daje jakich 27-30 podręczników do zaadaptowania co 2-3 lata, by niewidomy uczeń na każdym poziomie kształcenia w ośrodku mógł swobodnie się uczyć. Mówimy tu przecież o podstawówce, liceum, kilku technikach i szkołach policealnych, więc i tak chyba nie doceniłam. No i weźmy pod uwagę, że BON UW dysponuje siłą rzeczy dużą ilością nowoczesnego, drogiego, w pełni gotowego sprzętu. A ja z mojego wydziału do siedziby biura miałam 0 m, bo się do nas przeniosło na moim pierwszym roku. A jednak dostałam książki po 4 miesiącach. Czy naprawdę uważasz, że łatwo byłoby szkole ttakie książki drukować samej? Ośrodki dostają coraz mniej pieniędzy z kasy publicznej, bo coraz mniej dzieci niewidomych i dzieci w ogóle do nich chodzi. Miśku, dla Ciebie informacyjnie, teraz w internacie jest dwadzieścioro dzieci. Za moich czasów było ich dziewięćdziesięcioro. Nawet zakładając osobę, która ślęczałaby wyłącznie nad tym, trudno byłoby szkole drukować takie pozycje.
I zgadzam się z Tomeckim - od tego powinna być instytucja wyżej. Choćby wyznaczona przez PZN drukarnia, np. BON UW. A że PZN nie bardzo ma ochotę i środki na działania tego typu, to już nie jest i nigdy nie była wina ośrodków.
Bo co do materiałów potrzebnych na lekcjach, w Łodzi nigdy nie dostałam żadnej kserówki w czarnodruku. Zawsze wszystkie sprawdziany, o ile była potrzeba, drukowano mi w brajlu. Ale podkreślam, że miało to miejsce 13 lat temu, więc dużo mogło się zmienić.
--
#295 Julitka
I teraz pozostaje pytanie: Machnąć ręką i pozwolić triumfować... ekhm, drugiej stronie, licząc sie z zawieszonymi argumentami możliwymi, a wręcz potrzebnymi do obalenia, czy też ciągnąć to dalej.
Magdo, radzę ze szczerego serca, dobieraj uważniej posty, bo naprawdę widać, że kończą Ci się argumenty i to widać w zły sposób. O ile argumenty za zamknięciem ośrodków są, owszem, mogę je wymienić, to Ty jednak nie robisz tego przekonująco.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#296 Julitka
Na plus dla BON. :)
-- (magmar):
Co innego BON, a co innego ośrodek. Mimo wszystko.
-- (Julitka):
Powracając jeszcze do podręczników, bo coś mi się nasunęło:
Studiowałam na prestiżowej uczelni, jaką jest Uniwersytet Warszawski. Tamtejszy BON ma najlepszy, moim zdaniem, dzał adaptacji materiałów w kraju. Naprawdę nie mogłam narzekać na dostosowania ich dla mnie, o ile było to w ogóle możliwe. Niektóre materiały dostosowywałam w brajlu. A raczej zamawiałam, wysyłając stosowny plik. Przypominam sobie, jak swego czasu poprosiłam o dostosowanie dla mnie podręcznika do j. rosyjskiego "Pojechali", a potem "Żyli Byli". Adaptacja wszystkich tomów trwała od 4 do 6 miesięcy. Oczywiście musimy założyć, że personel zajmował się też innymi zamówieniami, no i że do czynienia miał on z książką do rosyjskiego. Niech skróci nam to czas adaptacji o 25%, co daje 3-4 miesiące. Po roku, a raczej, w moim przypadku, 9 miesiącach, książka była mi niepotrzebna. Swoją drogą obie pozycje możecie już wypożyczyć z DZDN, gdzie sama je oddałam. :) Możemy założyć, że rocznik niżej będzie korzystać z książek rocznika wyżej. Ale przy podstawie programowej zmieniającej się co rok, a na pewno - co dwa lub trzy, możemy tego założenia nie spełnić. Ale niech będzie. To daje jakich 27-30 podręczników do zaadaptowania co 2-3 lata, by niewidomy uczeń na każdym poziomie kształcenia w ośrodku mógł swobodnie się uczyć. Mówimy tu przecież o podstawówce, liceum, kilku technikach i szkołach policealnych, więc i tak chyba nie doceniłam. No i weźmy pod uwagę, że BON UW dysponuje siłą rzeczy dużą ilością nowoczesnego, drogiego, w pełni gotowego sprzętu. A ja z mojego wydziału do siedziby biura miałam 0 m, bo się do nas przeniosło na moim pierwszym roku. A jednak dostałam książki po 4 miesiącach. Czy naprawdę uważasz, że łatwo byłoby szkole ttakie książki drukować samej? Ośrodki dostają coraz mniej pieniędzy z kasy publicznej, bo coraz mniej dzieci niewidomych i dzieci w ogóle do nich chodzi. Miśku, dla Ciebie informacyjnie, teraz w internacie jest dwadzieścioro dzieci. Za moich czasów było ich dziewięćdziesięcioro. Nawet zakładając osobę, która ślęczałaby wyłącznie nad tym, trudno byłoby szkole drukować takie pozycje.
I zgadzam się z Tomeckim - od tego powinna być instytucja wyżej. Choćby wyznaczona przez PZN drukarnia, np. BON UW. A że PZN nie bardzo ma ochotę i środki na działania tego typu, to już nie jest i nigdy nie była wina ośrodków.
Bo co do materiałów potrzebnych na lekcjach, w Łodzi nigdy nie dostałam żadnej kserówki w czarnodruku. Zawsze wszystkie sprawdziany, o ile była potrzeba, drukowano mi w brajlu. Ale podkreślam, że miało to miejsce 13 lat temu, więc dużo mogło się zmienić.
--
--
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#297 pajper
Kilka lat temu miałem okazję obserwować lekcję chemii w Laskach. Uczniowie prowadzili doświadczenia z wykrywaniem wodoru w balonach (bo słychać dźwięk pękania) albo pokazywano im że ogień nie pali się bez tlenu przez pokrywanie dłoni reduktorem i podpalanie na nich ognia.
W kwietniu wykonaliśmy we współpracy z nauczycielką, także chemii, z Krakowa tablicę do tworzenia wzorów strukturalnych do chemii, drukowaną 3d. To taka plansza, 15 na 15 pól, oznaczonych kratką i zestaw płytek z pierwiastkami i wiązaniami.
Ja w masówce nigdy nie miałem okazji przeprowadzić żadnego, najprostszego doświadczenia chemicznego, a całość wzorów strukturalnych opierała się na wyobraźni, bo trochę trudno nawet na rysownicy pokazać czym są polimery, gdyby nawet nauczycielka miała na to czas, a nie miała.
Tu są przykłady tego, co jest możliwe w ośrodkach, a w masówkach nigdy, przy najlepszej chęci nauczycieli, nie będzie.
Czy zamieniłbym się? Nie. Ale jednak trochę tego żałuję.
Shoot for the Moon. Even if you miss, you'll land among the stars.
#298 magmar Konto zarchiwizowane
A se triumfuj jak ma CI to poprawić nastrój.
Szczęść Ci Boże.
-- (Julitka):
I teraz pozostaje pytanie: Machnąć ręką i pozwolić triumfować... ekhm, drugiej stronie, licząc sie z zawieszonymi argumentami możliwymi, a wręcz potrzebnymi do obalenia, czy też ciągnąć to dalej.
Magdo, radzę ze szczerego serca, dobieraj uważniej posty, bo naprawdę widać, że kończą Ci się argumenty i to widać w zły sposób. O ile argumenty za zamknięciem ośrodków są, owszem, mogę je wymienić, to Ty jednak nie robisz tego przekonująco.
--
#299 Phenix
Zmieniłem ośrodkową podstawówkę na masowe liceum w 2000 roku i pamiętam taką śmieszną historię, że z ogólniaka dostałem listę podręczników do I klasy - większość, a może nawet wszystkie mogłem wypożyczyć z PZN - więc byłem przeszczęśliwy, a na pierwszych lekcjach chyba każdy nauczyciel podawał nam z jakiego podręcznika mamy korzystać, i żadnego z nich nie było w pzn’ie.
Radziłem sobie rozmaicie … W każdym razie największy problem miałem z nauczycielką od Niemieckiego, która zarządała, bez możliwości negocjacji, bym korzystał z podręcznika jaki wybrała. Poszedłem więc do wydawnictwa, przedstawiłem sytuację i dostałem ten podręcznik w pliku tekstowym.
W sumie nie wiem, czy to był plik wydawnictwa, czy prezes pogadał z autorem, ale byłem w stanie odrabiać ćwiczenia, co dla tej pani było najważniejsze.
#300 Phenix
I jeszcze jedno: Z perspektywy czasu, biorąc pod uwagę ile własnej pracy musiałem wkładać, by mieć dość niezłe oceny - a nie miałem rodziny, która by mi pomagała - to ważniejsze od braku podręczników w ośrodku było całe środowisko nastawione na przekazywanie wiedzy osobom niewidomym.