Niewidomi a depresja
Wróć do Środowisko niewidomych#81 tomecki
Mnie, szczerze mówiąc też nie. Wychodzi więc na to, że w gruncie rzeczy chyba się zgadzamy, tyle że podchodzimy do tego od różnych stron.
#82 teletubis
aldelcia też nie dawno straciłam wzrok i doskoonale rozumiem cie adelciu. poprostu sprobuj sie z tym pogodzić pomalutku. niektorym to zabiera 3 lata, niektorym 5 lat, a mi to zajeło 10 lat. Moge sużyć radą i pomocą pisz smiało.
#83 misiek
Ja mam ostatnio doła przez pewnych ludzi i ich bezmyślne uczynki. Wiadomo- można się nie przejmować i olać sprawę, ale ileż tak można?
#84 lwica
Myślę podobnie jak większość.
Jeśli miewam takie stany, to one zupełnie nie są powiązane z moim niewidzeniem, bardziej z trudnymi zmianami, które zachodzą w moim życiu.
Duży wpływ na obniżony nastrój ma też pogoda. Gdy jest ciemno, pada i za oknem zawieja i beznadzieja, nie trudno o złe samopoczucie.
Dochodzi do tego też niskie poczucie wartości i tak jak ktoś tu wspomniał problemy z dzieciństwa. One często wracają wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy.
#85 Julitka
A ja właśnie po czasie myślę tak:
Jeżeli niewidomy tę depresję ma, to jest duża szansa, że ona wynika z kwestii niewidzenia. Ale nie bezpośrednio.
Ostatnio wyszło mi w badaniach, że jestem ciągle napięta. Neurologicznie wyszło, więc coś jest na rzeczy.
Jeżeli jestem napięta, to dlatego, że ciągle muszę sobie lub innym coś udowadniać, walczyć bardziej, niż widzący, nawet bodźców fizycznych jest więcej, niż normalnie.
Niższe poczucie własnej wartości też się może pojawiać i częściej pojawia, a to nie koniec.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#86 zywek
Ale po co komuś coś udowadniać? Jak ktoś jest wywłoką, to i tak nigdy nie zrozumie, że niewidomiec to też normalny człowiek jest.
#87 Julitka
Ty sam dobrze wiesz, że to tak nie działa. Jeżeli niczego byś nie udowadniał, to siedziałbyś na rencie w domu z rodziną, która przynosiłaby Ci do pokoju herbatę i kanapki i pomagała się ubierać.
Nawet nie zdajemy sobie sprawę, ale udowadniamy, ciągle udowadniamy. Tak już jest.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#88 zywek
No nie. Ja po prostu żyję jak normalny człowiek. A jeśli komuś to udowadnia, że niewidomiarz to taki jednak pięęękny i mundry człek jest, bo się potrafi ubrać, iść do pseudopracy albo wyjść na ulicę i kupić kilo trawy, to przecież nie jest mój problem już, że ludzie postrzegają i patrzą na nas tak, jak patrzą.
#89 Julitka
No to dobrze, że tak na to patrzysz.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#90 adelcia
dokładnie, na udowadnianiu tylko tracimy energię i siłę, a tak naprawdę nic nie musimy ziskać.
-- (zywek):
Ale po co komuś coś udowadniać? Jak ktoś jest wywłoką, to i tak nigdy nie zrozumie, że niewidomiec to też normalny człowiek jest.
--
#91 zywek
Ale mocno sobie biorę do siebie zupełnie inne rzeczy, także nie ma niczego zadnym kosztem.
#92 Zuzler
Nie no, spoko, Julito, ale to można zastosować do Ciebie, na pewno do iluś tam innych osób, ale nadal do wielu innych nie.
#93 tomecki
Niby nie trzeba udowadniać, ale do momentu aż ktoś zechce, oczywiście dla twojego dobra wepchnąć cię wbrew woli w jakąś zależność od siebie np.
#94 Julitka
@Zuzler Naprawdę niczego nikomu, zwłaszcza sobie, nigdy nic nie udowadniałaś?
Z resztą to jeden z wielu podanych przeze mnie powodów.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#95 Zuzler
Pewnie, że udowadniałam, ale wiem też, że są ludzie (hśmiem postawić hipotezę, że to ci mniej zanurzeni w środowisku), którym takie kwestie nie spędzają snu z powiek, a brak wzroku nie stanowi dla nih wielkiego psychicznego balastu.
#96 lwica
POdpisuję się @ZUzler, nie dla każdego normalne życie będzie udowadnianiem że się da, dla niektórych będzie ono po prostu normalnym życiem.
#97 Agata.d
Ja też staram się niczego nikomu nie udowadniać. Może kiedyś tak było, ale teraz już nie. Żyję normalnie i chcę sobie radzić jak najlepiej potrafię, ale nie dla kogoś, nie dla czyjegoś poklasku, ale dla samej siebie. Oczywiście są tacy, którzy we mnie nie wierzą, ale swoje im już udowodniłam, a jeśli nie wierzą dalej, no cóŻ, trudno.
#98 magmar Konto zarchiwizowane
Jeśli żyje się dla aprobaty innych tak już jest.Tylko... często niewidomi mówią, że sobie ze wszystkim poradzą zamiast uczciwie postawić granice.
Poprosić o pomoc?
Toć to hańba!
DRugim ekstremum jest skrajne lenistwo.
Nie zrobię, bo nie widzę, bo jestem biedny, musi być jakiś środek.
Przykład przekraczam swoje granice jak mi się chce, ot, wyjścia na basen.
Musiałam się tego nauczyć, całej logistyki, by potem móc się cieszyć pływaniem.
Nikomu by się nie chciało chodzić ze mną tam trzy lub cztery razy w tygodniu.
Ale jak czegoś mi się nie chce, ot, nauczyć się makijażu, bo nie widzę w tym sensu wolę zapłacić kosmetyczce wiedząc, że w konsekwencji jej działań wyglądam jak człowiek.
-- (Julitka):
Ty sam dobrze wiesz, że to tak nie działa. Jeżeli niczego byś nie udowadniał, to siedziałbyś na rencie w domu z rodziną, która przynosiłaby Ci do pokoju herbatę i kanapki i pomagała się ubierać.
Nawet nie zdajemy sobie sprawę, ale udowadniamy, ciągle udowadniamy. Tak już jest.
--
#99 Julitka
No, tu zachowam własne zdanie.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
#100 magmar Konto zarchiwizowane
Nikt Pani nie każe tego zdania zmieniać.