EltenLink

Likwidacja ośrodków

Back to W szkole i w pracy.

#681 Julitka

Ale Agnieszka, dzisiejsze rodziny zwyczajnie nie stają na wysokości zadania. Co ja Ci mam powiedzieć? To się po prostu widzi. Niezależnie od tego, czy dziecko posyła się do ośrodka, czy nie, nad samodzielnością się nie pracuje. I tyle.
-- (agnieszka):
Dla mnie jednak te relacje są najważniejsze i czasu z dzieckiem nikt nie odda. To oczywiste że różne umiejętności są niezbędne, ale są sposoby, by pracować nad takimi rzeczami, ewentualnie coś nadrobić. Zresztą wpływ i rola rodziny jest dobrze znana.

--


***- A czego się boisz, Eowino? – zapytał.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
2023-01-27 16:00

#682 papierek

Zwłaszcza, że większość rodziców serio nie wie, jak się do tego zabrać, co dzieci potrafią, czego nie potrafią. Ja miałem dużo farta, bo byłem w przedszkolu integracyjnym, gdzie miałem tyflopedagoga, który miał dużo wspólnego z laskami, więc nawet brajla się tam uczyłem. A samodzielności nie nadrobisz. Możesz douczyć się rzeczy, których nie umiesz, ale to chodzi o sposób myślenia. Będąc 20 lat w domu i mając wszystko podawane do ręki nie zmienisz w sekundę myślenia, że warto jednak by coś samemu robić i to bym miał, gdybym siedział całe życie w domu, bo w domu serio nie musiałem robić nic. A brutalnie to zabrzmi, ale z wiekiem rodzice powinni być nam potrzebni coraz mniej. No i zwykle dziecko nie spędza tego czasu z rodziną i tak bo jedno pracuje, drugie pracuje, wracają z pracy zmęczeni i to tyle, jeżeli chodzi o pogłębianie relacji z rodzicami. A są przecież weekendy, dłuższe przerwy, gdzie można ten cas nadrobić, jak się chce.


po co mi sygnatura?
2023-01-27 16:36

#683 agnieszka Archived

No nic, mnie to nie przekonuje. Dla mnie to, że dziecko nie widzi nie jest powodem, by je odrywać od jego otoczenia. Samodzielność to też szeroki temat i są rzeczy, których się nauczymy tylko przebywając w naturalnym społeczeństwie. Powiem przewrotnie, dzieci widzące też bardzo często długo nie wykonują pewnych czynności i nikt ich nigdzie nie wysyła. Oczywiście, że nam trudniej coś pokazać, ale skoro jest ta możliwość to moja energia koncentruje się na pokazaniu tych tricków.



2023-01-27 16:43

#684 grzegorzm

Jaka twoja energia? Masz niewidome dziecko? Jesteś oderwanym rodzicem, który nie wie jak pokazać co kolwiek? Nie wie nawet, że należało by coś pokazać bo często to nie oczywiste.
Nie ma szkoleń dla rodziny więc rodzina nie może wiedzieć jak i co pokazywać niewidomemu.
Na prawde za dużo ludzi myślę mogę powiedzieć widzieliśmy chociażby jako wychowankowie internatów, którzy przychodzili w zasadzie bez żadnych umiejętności, to, że w szkole nie mieli warsztatu żeby się uczyć to jedno, ale często nie potrafili podstawowych rzeczy takich jak poprawne chodzenie, już nie mówię o chodzeniu z laską, blindizmach i tak dalej.
-- (agnieszka):
No nic, mnie to nie przekonuje. Dla mnie to, że dziecko nie widzi nie jest powodem, by je odrywać od jego otoczenia. Samodzielność to też szeroki temat i są rzeczy, których się nauczymy tylko przebywając w naturalnym społeczeństwie. Powiem przewrotnie, dzieci widzące też bardzo często długo nie wykonują pewnych czynności i nikt ich nigdzie nie wysyła. Oczywiście, że nam trudniej coś pokazać, ale skoro jest ta możliwość to moja energia koncentruje się na pokazaniu tych tricków.

--



2023-01-27 16:58

#685 pajper

I znowu widać, że każdy postrzega świat przez pryzmat swoich doświadczeń.
Dla osoby, która miała dobry kontakt z rodziną i była w domu uczona samodzielności te kwestie stają się najważniejsze. To naturalne.

Dlatego tak ważne jest próbowanie wczucia się w sytuację innych, a nie tylko swoją. Ja też miałem dobre doświadczenia z masówki, szczególnie z liceum.
Ale wiem, że moja sytuacja jest tylko jedną z wielu, a niektórzy ludzie mają skrajnie różne doświadczenia.


#StandWithUkraine

Shoot for the Moon. Even if you miss, you'll land among the stars.
2023-01-27 17:02

#686 Krzycha

Sama obecność w ośrodku jeszcze niczego nie przesądza. Byłam w internacie 11 lat i mogę powiedzieć, że część osób w Bydgoszczy pomimo przebywania tam przez kilka lat miała problemy z wykonywaniem prostych czynności, a na przykład koleżanka, która dotarła do ośrodka dopiero w wieku lat dziesięciu radziła sobie całkiem nieźle i jeszcze pomagała swojej młodszej siostrze.


„Psy cyrkowe skaczą, gdy treser strzeli z bata, ale naprawdę dobrze wyszkolony pies wykonuje skok bez bata (George Orwell Folwark Zwierzęcy)
Edited 2023-01-27 17:12

#687 papierek

Nie znam dziecka widzącego, które mając te naście lat nie umie zrobić kanapki. Niewidomych znam takich, widziałem.
Dzieci widzące od najmłodszych lat chodzą same do szkoły. Niewidomy, no cóż różnie.
Jako niewidomy rodzic wiedziała byś, co pokazać niewidomemu dziecku. Jako widzący rodzic, też bardzo różnie. Skoro ludzie spotykani na ulicy dziwią się, jak niewidomy może to i tamto, to nie wróżę rodzicom sukcesów. Jeżeli dobrze się zakręcą i ogarną odpowiednich ludzi to spoko.
Ja też mam nieco skrzywioną perspektyweę, bo mieszkam i mieszkałem w Warszawie, a laski to tylko 40 km od mojego miejsca zamieszkania, więc rodzice w młodszych latach wielokrotnie byli w stanie wozić mnie codziennie, więc na kontakt z rodziną nie mogłem narzekać.

-- (agnieszka):
No nic, mnie to nie przekonuje. Dla mnie to, że dziecko nie widzi nie jest powodem, by je odrywać od jego otoczenia. Samodzielność to też szeroki temat i są rzeczy, których się nauczymy tylko przebywając w naturalnym społeczeństwie. Powiem przewrotnie, dzieci widzące też bardzo często długo nie wykonują pewnych czynności i nikt ich nigdzie nie wysyła. Oczywiście, że nam trudniej coś pokazać, ale skoro jest ta możliwość to moja energia koncentruje się na pokazaniu tych tricków.

--


po co mi sygnatura?
2023-01-27 17:21

#688 agnieszka Archived

Mam doświadczenia z osobami z niepełnosprawnością. Z dziećmi również pracuję więc jak na tutaj wypowiadające się osoby, o ile się orientuję, mam relatywnie spore doświadczenie. Moja energia, chodzi o to, co w tej sprawie robię, bo to jest najważniejsze.
-- (grzegorzm):
Jaka twoja energia? Masz niewidome dziecko? Jesteś oderwanym rodzicem, który nie wie jak pokazać co kolwiek? Nie wie nawet, że należało by coś pokazać bo często to nie oczywiste.
Nie ma szkoleń dla rodziny więc rodzina nie może wiedzieć jak i co pokazywać niewidomemu.
Na prawde za dużo ludzi myślę mogę powiedzieć widzieliśmy chociażby jako wychowankowie internatów, którzy przychodzili w zasadzie bez żadnych umiejętności, to, że w szkole nie mieli warsztatu żeby się uczyć to jedno, ale często nie potrafili podstawowych rzeczy takich jak poprawne chodzenie, już nie mówię o chodzeniu z laską, blindizmach i tak dalej.
-- (agnieszka):
No nic, mnie to nie przekonuje. Dla mnie to, że dziecko nie widzi nie jest powodem, by je odrywać od jego otoczenia. Samodzielność to też szeroki temat i są rzeczy, których się nauczymy tylko przebywając w naturalnym społeczeństwie. Powiem przewrotnie, dzieci widzące też bardzo często długo nie wykonują pewnych czynności i nikt ich nigdzie nie wysyła. Oczywiście, że nam trudniej coś pokazać, ale skoro jest ta możliwość to moja energia koncentruje się na pokazaniu tych tricków.

--

--



2023-01-27 17:41

#689 agnieszka Archived

Tu też jest różnie. Oczywiście, jak piszesz, każdy ma swoje wnioski, ale też istotną rolę gra nasz system wartości. O tym nie można zapominać. Niestety ja tak optymistycznie nie miałam w masówkach. Mówię o podstawówce i gimnazjum. Postawa szkoły wobec uczniów ze szczególnymi potrzebami pozostawiała wiele do rzyczenia. Zresztą kilka lat po moim odejściu wobec osób, które również ze mną pracowały zostały postawione poważne zarzuty. Jakoś mnie to nie dziwi. Niestety, hamstwo ze strony jednej mojej wspomagającej było normą. Piszę jednak o wartościach i o tym, na czym się opieramy. Wg mnie kontakt dziecka z rodziną jest mega ważny jak również fakt, że nikt nie lubi, gdy wbrew jego woli na siłę wyrywa się go z naturalnego środowiska. Jak musi się czuć dziecko, które np. wie, że jego rodzeństwo może zostać w domu, a ono musi zamieszkać w internacie tylko dlatego, że nie widzi? To nie wymysł, to czyjaś opowieść. Zresztą nauka już też określiła rolę tych wpływów osób nam najbliższych.
-- (pajper):
I znowu widać, że każdy postrzega świat przez pryzmat swoich doświadczeń.
Dla osoby, która miała dobry kontakt z rodziną i była w domu uczona samodzielności te kwestie stają się najważniejsze. To naturalne.

Dlatego tak ważne jest próbowanie wczucia się w sytuację innych, a nie tylko swoją. Ja też miałem dobre doświadczenia z masówki, szczególnie z liceum.
Ale wiem, że moja sytuacja jest tylko jedną z wielu, a niektórzy ludzie mają skrajnie różne doświadczenia.

--



2023-01-27 18:38

#690 papierek

No widzisz, a z kolei mi internat wyszedł na dobre, patrząc na resztę rodzeństwa. Zwłaszcza, że tam miałem z kim przebywać, bawić się, rozmawiać, a na swoim podwurku nie miałem nikogo. Reszta mogła wyjść, pokopać piłkę, pobiegać, a ja bym siedział w domu. Też mi atrakcja. To właśnie, paradoksalnie tam miałem dużo bardziej normalny rozwuj, niż bym miał tu, bo tam się biegało, czasem jakieś chłopience bujki, pierwsze przyjaźnie, pierwsze miłości i tak dalej. No a kontakt z rodziną, to jak pisałem, nie powinienem się wypowiadać, bo miałem możliwość przez jakiś czas jeździć codziennie do domu. :D Ktoś mi pewnie odpowie, że gdybym nie był w internacie, to bym miał więcej znajomych u siebie i byćmoże jest to prawda, jak się jest starszym, ale nie wyobrażam sobie, że dzieciaki w podstawówce i gimnazjum powiedzmy będą ochoczo chciały bawić się z niewidomym, czy generalnie spędzać czas, wychodzić gdzieś i tak dalej.


po co mi sygnatura?
2023-01-27 18:59

#691 grzegorzm

Prawda taka, że wszystko zależy jak się trafi, jacy są rodzice, nauczyciele, uczniowie oraz to gdzie się mieszka, w sęsie miejsca pochodzenia. Nie wyobrażam sobie żeby dziecku, które mieszka w miasteczku malutkim wszystkie dostosowania przygotowali i żeby to wyszło na dobre. W większych miastach to jeszcze możliwe, ale w małych to: można zaklinać rzeczywistość, ale jak nie zobaczę to nie u wierzę.
Ja sam pochodzę z miasteczka, które teraz ma 17 635 Liczba mieszkańców.
Teraz mentalność jest taka, że pewnie było by trudno mi tam mieszkać a 20, 30 lat temu nikt nie brał pod uwagę, że niewidomy mógł by do normalnej szkoły chodźić a i o integracji też mowy nie było.
Jak najbardziej zgadzam się,że problem z więziami rodzinnymi jest, teraz pewnie mniej bo częściej do domu można jechać, ale kiedyś jak rodzina samochodu nie miała i trzeba było autobusem jeździć to tak prosto nie było.
niekturzy siedzieli prawie jak by się dało to i na święta w internacie.
-- (agnieszka):
Tu też jest różnie. Oczywiście, jak piszesz, każdy ma swoje wnioski, ale też istotną rolę gra nasz system wartości. O tym nie można zapominać. Niestety ja tak optymistycznie nie miałam w masówkach. Mówię o podstawówce i gimnazjum. Postawa szkoły wobec uczniów ze szczególnymi potrzebami pozostawiała wiele do rzyczenia. Zresztą kilka lat po moim odejściu wobec osób, które również ze mną pracowały zostały postawione poważne zarzuty. Jakoś mnie to nie dziwi. Niestety, hamstwo ze strony jednej mojej wspomagającej było normą. Piszę jednak o wartościach i o tym, na czym się opieramy. Wg mnie kontakt dziecka z rodziną jest mega ważny jak również fakt, że nikt nie lubi, gdy wbrew jego woli na siłę wyrywa się go z naturalnego środowiska. Jak musi się czuć dziecko, które np. wie, że jego rodzeństwo może zostać w domu, a ono musi zamieszkać w internacie tylko dlatego, że nie widzi? To nie wymysł, to czyjaś opowieść. Zresztą nauka już też określiła rolę tych wpływów osób nam najbliższych.
-- (pajper):
I znowu widać, że każdy postrzega świat przez pryzmat swoich doświadczeń.
Dla osoby, która miała dobry kontakt z rodziną i była w domu uczona samodzielności te kwestie stają się najważniejsze. To naturalne.

Dlatego tak ważne jest próbowanie wczucia się w sytuację innych, a nie tylko swoją. Ja też miałem dobre doświadczenia z masówki, szczególnie z liceum.
Ale wiem, że moja sytuacja jest tylko jedną z wielu, a niektórzy ludzie mają skrajnie różne doświadczenia.

--

--



2023-01-27 20:21

#692 zywek

Mnie np. pod blokiem cały czas od ślepaków wyzywali i przecież najlepiej jakbym był w domu z rodzinką, która też najszczęśliwsza nie była. To dziś byłbym taki sam, jak wszyscy Ci, co już ich ze mną nie ma. :P



2023-01-27 20:49

#693 misiek

To, że wy znajomych w młodości nie mięliście nie znaczy, że wszyscy nie mięli. To, że was wyzywali na podwórku nie znaczy, że wszystkich wyzywali. Ja bardziej z tym spotkałem się w ośrodku, niż na własnym podwórku. To, że wasi rodzice nie mięli dla was czasu nie oznacza, że wszyscy rodzice tak robią.


Chcesz być dilerem? Chcesz być bandytą? Mieć własny burdel, pasuje ci to. Chcesz mieć kopyto i wrogów jak Don Vito? Chcesz iść do puchy, do piachu i na co ci to.
2023-01-28 01:34

#694 lwica

to, że ty widziałeś patologię w ośrodkach trzydzieści lat temu, nie oznacza że one nadal tam są. To, że ośrodki dla Ciebie są najgorszym rozwiązaniem świata, nie oznacza że powinno się je zlikwidować.
To, że dla Ciebie internat to zło i największa krzywda, nie oznacza że jest tak dla każdego, i sama jestem dobrym przykładem, że on MOŻE być dobrą opcją.


Nawet jeśli jesteś aniołem, zawsze znajdzie się ktoś, komu będzie przeszkadzał szelest twoich skrzydeł. Autor nieznany.
Edited 2023-01-28 03:16

#695 balteam

Dlatego obie opcje powinny być rozwijane, ja nie wyobrażam się uczyć w szkole u mnie na na wsi te 15 lat temu gdzie komputery dopiero wchodziły do gry, mało ludzi ogarniało skanery, teraz chyba też tam bym swojego dziecka nie posłał, co innego w mieście, gdzie łatwiej o jakiegoś wykwalifikowanego nauczyciela, ale dalej nauczyciele, z którymi mam styczność mówili o niewidomych, którzy na przerwach po prostu stali, bo nie mieli dobrego kontaktu z rówieśnikami.
Moim zdaniem czym bardziej przeciętny niewidomy, tym ma mniejszą szansę na poradzenie sobie w masówce, jak jeszcze rodziców ma niekomputerowych w ogóle, to dalej z materiałami ciężko.
Nadal brakuje informacji chociaż by o takim abby fine readerze, który robić cuda potrafi, a nawet jak ktoś o nim słyszał, to ciekawe czy go umie dobrze ustawić.
Inna rzecz to uprawianie jakiegoś sportu albo zajęcia z orientacji, ciekawe jak to na wsiach można rozwiązać, bo w mieście to jeszcze się da.


Zapraszam osoby posiadające piesy, lub chcące je posiadać, do dołączenia do grupy o psach przewodnikach.
2023-01-28 10:20

#696 Julitka

Ja np. całe życie miałam robione śniadanie. I teraz zauważyłam w sobie taki opór psychologiczny przed, uwaga uwaga, robieniem sobie kanapek. Nie to, żebym nie umiała, jak się postaram. No i głodna też rano jestem. :) Ale mam gdzieś, głęboko, w podświadomości, takie przekonanie, że ja tego robić nie muszę. Jak w domu posprzątam przez półtorej godzinki lub popiorę trzy-pięć rzeczy, robię się zmęczona, bo nie nawykałam od małego do robienia takich rzeczy. I nie mówię oczywiście, że widzącego trzylatka uczy się prać, a nawet że w ośrodku się uczy prać - nie. Chodzi mi o to, że jak się jest niewidomym i mieszka się z rodzicami, wyręczania jest dużo więcej i trwa dużo dłużej. I łatwiej pozostać w tym błotku już na zawsze, nawet, jeśli jakaś część mózgu i silnej woli tego nie chce.
-- (papierek):
Zwłaszcza, że większość rodziców serio nie wie, jak się do tego zabrać, co dzieci potrafią, czego nie potrafią. Ja miałem dużo farta, bo byłem w przedszkolu integracyjnym, gdzie miałem tyflopedagoga, który miał dużo wspólnego z laskami, więc nawet brajla się tam uczyłem. A samodzielności nie nadrobisz. Możesz douczyć się rzeczy, których nie umiesz, ale to chodzi o sposób myślenia. Będąc 20 lat w domu i mając wszystko podawane do ręki nie zmienisz w sekundę myślenia, że warto jednak by coś samemu robić i to bym miał, gdybym siedział całe życie w domu, bo w domu serio nie musiałem robić nic. A brutalnie to zabrzmi, ale z wiekiem rodzice powinni być nam potrzebni coraz mniej. No i zwykle dziecko nie spędza tego czasu z rodziną i tak bo jedno pracuje, drugie pracuje, wracają z pracy zmęczeni i to tyle, jeżeli chodzi o pogłębianie relacji z rodzicami. A są przecież weekendy, dłuższe przerwy, gdzie można ten cas nadrobić, jak się chce.

--


***- A czego się boisz, Eowino? – zapytał.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
2023-01-28 14:47

#697 Julitka

Czyli widzisz, też piszesz subiektywnie, bo opierasz się na własnych, negatywnych doświadczeniach.
-- (agnieszka):
Tu też jest różnie. Oczywiście, jak piszesz, każdy ma swoje wnioski, ale też istotną rolę gra nasz system wartości. O tym nie można zapominać. Niestety ja tak optymistycznie nie miałam w masówkach. Mówię o podstawówce i gimnazjum. Postawa szkoły wobec uczniów ze szczególnymi potrzebami pozostawiała wiele do rzyczenia. Zresztą kilka lat po moim odejściu wobec osób, które również ze mną pracowały zostały postawione poważne zarzuty. Jakoś mnie to nie dziwi. Niestety, hamstwo ze strony jednej mojej wspomagającej było normą. Piszę jednak o wartościach i o tym, na czym się opieramy. Wg mnie kontakt dziecka z rodziną jest mega ważny jak również fakt, że nikt nie lubi, gdy wbrew jego woli na siłę wyrywa się go z naturalnego środowiska. Jak musi się czuć dziecko, które np. wie, że jego rodzeństwo może zostać w domu, a ono musi zamieszkać w internacie tylko dlatego, że nie widzi? To nie wymysł, to czyjaś opowieść. Zresztą nauka już też określiła rolę tych wpływów osób nam najbliższych.
-- (pajper):
I znowu widać, że każdy postrzega świat przez pryzmat swoich doświadczeń.
Dla osoby, która miała dobry kontakt z rodziną i była w domu uczona samodzielności te kwestie stają się najważniejsze. To naturalne.

Dlatego tak ważne jest próbowanie wczucia się w sytuację innych, a nie tylko swoją. Ja też miałem dobre doświadczenia z masówki, szczególnie z liceum.
Ale wiem, że moja sytuacja jest tylko jedną z wielu, a niektórzy ludzie mają skrajnie różne doświadczenia.

--

--


***- A czego się boisz, Eowino? – zapytał.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
2023-01-28 15:25

#698 agnieszka Archived

Nie, myślę, że to jest bardzo częste. Gdy np. młodzież przeprowadza się do akademika, na stancję, obojętnie, gdzieś poza dom rodzinny to też sporo ma takich rzeczy. Z niejednej nie zdawali sobie wcześniej sprawy.
-- (Julitka):
Ja np. całe życie miałam robione śniadanie. I teraz zauważyłam w sobie taki opór psychologiczny przed, uwaga uwaga, robieniem sobie kanapek. Nie to, żebym nie umiała, jak się postaram. No i głodna też rano jestem. :) Ale mam gdzieś, głęboko, w podświadomości, takie przekonanie, że ja tego robić nie muszę. Jak w domu posprzątam przez półtorej godzinki lub popiorę trzy-pięć rzeczy, robię się zmęczona, bo nie nawykałam od małego do robienia takich rzeczy. I nie mówię oczywiście, że widzącego trzylatka uczy się prać, a nawet że w ośrodku się uczy prać - nie. Chodzi mi o to, że jak się jest niewidomym i mieszka się z rodzicami, wyręczania jest dużo więcej i trwa dużo dłużej. I łatwiej pozostać w tym błotku już na zawsze, nawet, jeśli jakaś część mózgu i silnej woli tego nie chce.
-- (papierek):
Zwłaszcza, że większość rodziców serio nie wie, jak się do tego zabrać, co dzieci potrafią, czego nie potrafią. Ja miałem dużo farta, bo byłem w przedszkolu integracyjnym, gdzie miałem tyflopedagoga, który miał dużo wspólnego z laskami, więc nawet brajla się tam uczyłem. A samodzielności nie nadrobisz. Możesz douczyć się rzeczy, których nie umiesz, ale to chodzi o sposób myślenia. Będąc 20 lat w domu i mając wszystko podawane do ręki nie zmienisz w sekundę myślenia, że warto jednak by coś samemu robić i to bym miał, gdybym siedział całe życie w domu, bo w domu serio nie musiałem robić nic. A brutalnie to zabrzmi, ale z wiekiem rodzice powinni być nam potrzebni coraz mniej. No i zwykle dziecko nie spędza tego czasu z rodziną i tak bo jedno pracuje, drugie pracuje, wracają z pracy zmęczeni i to tyle, jeżeli chodzi o pogłębianie relacji z rodzicami. A są przecież weekendy, dłuższe przerwy, gdzie można ten cas nadrobić, jak się chce.

--

--



2023-01-28 16:47

#699 Julitka

Nie, to jest dużo cięższe.
-- (agnieszka):
Nie, myślę, że to jest bardzo częste. Gdy np. młodzież przeprowadza się do akademika, na stancję, obojętnie, gdzieś poza dom rodzinny to też sporo ma takich rzeczy. Z niejednej nie zdawali sobie wcześniej sprawy.
-- (Julitka):
Ja np. całe życie miałam robione śniadanie. I teraz zauważyłam w sobie taki opór psychologiczny przed, uwaga uwaga, robieniem sobie kanapek. Nie to, żebym nie umiała, jak się postaram. No i głodna też rano jestem. :) Ale mam gdzieś, głęboko, w podświadomości, takie przekonanie, że ja tego robić nie muszę. Jak w domu posprzątam przez półtorej godzinki lub popiorę trzy-pięć rzeczy, robię się zmęczona, bo nie nawykałam od małego do robienia takich rzeczy. I nie mówię oczywiście, że widzącego trzylatka uczy się prać, a nawet że w ośrodku się uczy prać - nie. Chodzi mi o to, że jak się jest niewidomym i mieszka się z rodzicami, wyręczania jest dużo więcej i trwa dużo dłużej. I łatwiej pozostać w tym błotku już na zawsze, nawet, jeśli jakaś część mózgu i silnej woli tego nie chce.
-- (papierek):
Zwłaszcza, że większość rodziców serio nie wie, jak się do tego zabrać, co dzieci potrafią, czego nie potrafią. Ja miałem dużo farta, bo byłem w przedszkolu integracyjnym, gdzie miałem tyflopedagoga, który miał dużo wspólnego z laskami, więc nawet brajla się tam uczyłem. A samodzielności nie nadrobisz. Możesz douczyć się rzeczy, których nie umiesz, ale to chodzi o sposób myślenia. Będąc 20 lat w domu i mając wszystko podawane do ręki nie zmienisz w sekundę myślenia, że warto jednak by coś samemu robić i to bym miał, gdybym siedział całe życie w domu, bo w domu serio nie musiałem robić nic. A brutalnie to zabrzmi, ale z wiekiem rodzice powinni być nam potrzebni coraz mniej. No i zwykle dziecko nie spędza tego czasu z rodziną i tak bo jedno pracuje, drugie pracuje, wracają z pracy zmęczeni i to tyle, jeżeli chodzi o pogłębianie relacji z rodzicami. A są przecież weekendy, dłuższe przerwy, gdzie można ten cas nadrobić, jak się chce.

--

--

--


***- A czego się boisz, Eowino? – zapytał.
- Klatki – odpowiedziała. – Czekania za kratami, aż zmęczenie i starość każą się z nimi pogodzić, aż wszelka nadzieja wielkich czynów nie tylko przepadnie, lecz straci powab.
2023-01-28 16:49

#700 agnieszka Archived

Kompletnie nie w tę stronę, bardzo uogólniłaś. Odnosiłam się do faktu, że nie trzeba mieć wyłącznie pozytywnych doświadczeń, by być za jakimś rozwiązaniem, jakieś bardziej aprobować. Moje akurat były różne, bo co prawda w podstawowce i gimnazjum dobrze nie było, ale w pozostałych obszarach, w rozwijaniu pasji, a także w LO już bardzo fajnie.
-- (Julitka):
Czyli widzisz, też piszesz subiektywnie, bo opierasz się na własnych, negatywnych doświadczeniach.
-- (agnieszka):
Tu też jest różnie. Oczywiście, jak piszesz, każdy ma swoje wnioski, ale też istotną rolę gra nasz system wartości. O tym nie można zapominać. Niestety ja tak optymistycznie nie miałam w masówkach. Mówię o podstawówce i gimnazjum. Postawa szkoły wobec uczniów ze szczególnymi potrzebami pozostawiała wiele do rzyczenia. Zresztą kilka lat po moim odejściu wobec osób, które również ze mną pracowały zostały postawione poważne zarzuty. Jakoś mnie to nie dziwi. Niestety, hamstwo ze strony jednej mojej wspomagającej było normą. Piszę jednak o wartościach i o tym, na czym się opieramy. Wg mnie kontakt dziecka z rodziną jest mega ważny jak również fakt, że nikt nie lubi, gdy wbrew jego woli na siłę wyrywa się go z naturalnego środowiska. Jak musi się czuć dziecko, które np. wie, że jego rodzeństwo może zostać w domu, a ono musi zamieszkać w internacie tylko dlatego, że nie widzi? To nie wymysł, to czyjaś opowieść. Zresztą nauka już też określiła rolę tych wpływów osób nam najbliższych.
-- (pajper):
I znowu widać, że każdy postrzega świat przez pryzmat swoich doświadczeń.
Dla osoby, która miała dobry kontakt z rodziną i była w domu uczona samodzielności te kwestie stają się najważniejsze. To naturalne.

Dlatego tak ważne jest próbowanie wczucia się w sytuację innych, a nie tylko swoją. Ja też miałem dobre doświadczenia z masówki, szczególnie z liceum.
Ale wiem, że moja sytuacja jest tylko jedną z wielu, a niektórzy ludzie mają skrajnie różne doświadczenia.

--

--

--



2023-01-28 16:49